Tajlandia 2017 – Dzień 3 – Phra That Doi Suthep i żaba po tajsku :-)
No dzisiaj to dospaliśmy 🙂 Wczorajszy dzień nas wykończył i dłuższe spanie wszystkim sie należało 🙂 Przed 10-tą idziemy na śniadanie i zaraz po nim, w niepełnym składzie (Aga zostaje w hotelu), udajemy się kilkanaście kilometrów aby obejrzeć „matkę” wszystkich świątyń w Chiang Mai – Phra That Doi Suthep. Ten kompleks świątynny położony jest na zboczu góry na zachodnich przedmieściach miasta. Dostać sie tam można skuterkiem, taksówka lub czerwonym songthaew. Ten ostatni to tutejszy transport zbiorowy. Songthaew znaczy – dwie ławeczki, wiec każdy taki pojazd je ma 🙂 przeważnie kierowca czeka na komplet tj. 10 osób lub można sie dogadać aby jechał indywidualnie. Sto metrów od naszego hotelu zawsze stoi kilka dwuławkowców. Bierzemy jednego. Za kurs tam i z powrotem plus oczekiwanie na nas do 90 minut kierowca oczekuje zapłaty 600 THB. Wydaje się być to rozsądną ceną. Raz, że jedziemy „na pace” sami. Dwa, będzie czekał na nas. Trzy, przywiezie z powrotem pod hotel. Jazda ! Przed nami 16 km, z czego większa połowa ostro pod górę po serpentynach. Nasz kierowca jest też z tych ambitnych – wiadomo o co chodzi 🙂 Po 40 minutach, zmaltretowani, docieramy pod kompleks świątynny.
Teraz przed nami jeszcze 306 schodów i juz jesteśmy na gorze przy bramie. Obowiązkowy bilet 30 THB i juz możemy podziwiać budynki świątynne. Z tego co doczytałem to w centralnej części kompleksu jest złota chedi (grobowiec) w której znajdują się relikwie Buddy – jego kość z lewej nogi i miska na jałmużnę. Wokół wiele rzeźb z podobiznami Buddy oraz malowidła przedstawiające sceny z jego życia. Wszędzie bogato złocone. Sporo wiszących dzwonków i większych dzwonów 🙂 Sporo turystów z Chin, którzy zjeżdżają sie juz powoli aby świętować nowy rok (to chyba w ten weekend). Ze świątyni rozpościera się wspaniała panorama na Chiang Mai.
Po 30 minutach schodzimy na dół, odnajdujemy naszego szofera i jedziemy w drogę powrotną. Nie jedziemy jednak do hotelu lecz do takiej garkuchni, którą Mark Wiens ( nasz guru kulinarny w Azji ) poleca do spróbowania dość specyficznego, charakterystycznego dla północnej Tajlandii dania – żaby na ostro 🙂 Może być juz zamknięte bo juz po 13tej a z jego informacji wynika, że punkt otwarty do 14:00.
Tu relacja z wizyty w tym miejscu Marka – klik.
Dojeżdżamy, jeszcze otwarte – ale juz niewiele zjemy. Końcówki dań. Jest dosłownie łyżka żaby w chili. Znalazła sie tez łyżka ryżu to próbujemy. W porządku – mięso typu kurczak. Saku samej żaby nie ma szans poczuć bo danie jest tak ostre, że moge śmiało przyznać, że ostrzejszego nie jadłem wcześniej 🙂 Usta spalone 🙂
No nie pojedliśmy 🙂 Idziemy spacerkiem w stronę hotelu – mamy jakieś 2 km. Po drodze mijamy kilkanaście sporych garkuchni, księgarni i usług. Przy tej ulicy umiejscowione są szkoły wyższe to studenci musza mieć co jeść i do wiedzy dostęp też wskazany 🙂
Mijamy także jakiś mniejszy kompleks świątynny, który przygotowuje sie już do obchodów nowego roku.
O 16:30 ruszamy „na miasto”. Dzis ostatni dzień w Chiang Mai, chcemy jeszcze powłóczyć się i zjeść lokalną specjalność – Khao Soi. Jedziemy szalonym tuk-tukiem w stronę night marketu. Jedziemy w 6 osób !!! Kierowca ze swoim kolegą i nas czwórka 🙂 zdezelowana maszyna ledwo daje ale dojeżdżamy. Targ jeszcze sie rozkłada. Idziemy zjeść Khao-Soi. To rodzaj zupy z kurczakiem lub wieprzowiną, z mlekiem kokosowym i smażonymi na głębokim tłuszczu świńskimi skórkami które wyglądają jak makaron. Generalnie to ona jest z makaronem ryżowym a te świnskie paseczki to tak dla przybrania. Raczej nie jest ostra. Smakuje dobrze, choć jakiejś większej głębi smaku nie moge sie doszukać 🙂 Tak, kuchnia południowej Tajlandii jest chyba lepsza w naszej ocenie.
Chodzimy jeszcze trochę po targu. Potem następny szalony tuk-tuk podwozi nas pod bramę północną, gdzie juz rozłożyły sie karmiki z jedzeniem. Tak przechodzimy sobie ale nic juz nie jemy 🙂
Wracamy spacerkiem do hotelu. Zaczynamy sie pakować bo jutro o 8:00 wyjazd na lotnisko i przelot do Bangkoku. Ale o tym to juz jutro poczytacie :-).