Tajlandia 2015 – Dzień 3 – Budda tu, Budda tam …
Rano zjedliśmy śniadanie w hotelu choć mieliśmy do wyboru ze dwadzieścia wózków z jedzeniem usytuowanych tuż przed wejściem do naszego budynku 🙂
Szaszłyki tu są ogromnie popularne, nabite jest na nich wszystko co można zjeść, wiadomo – z azjatyckiego punku widzenia 🙂
A tu zagadka : co tu jest nabite na patyczek tak w środku wózka przed tym białym wiaderkiem?
Właścicielka wózka widząc nasze zainteresowanie podpowiada nam w lokalnym „angielskim ” że jest to ………. Hop hop ;)) czyli cała żabka nabita na patyk i grillowana.
Parę metrów dalej całe stoiska z suszonymi rybami, krewetkami i innymi artykułami spożywczymi. Do tego setki przejeżdżających obok samochodów i skuterów, więc zapach ulicy to coś czego naprawdę nie da się opisać. Czuć tu wszystko: benzynę z pojazdów, smażony olej – ten znany nam spod smażenia i ten z silników, przyprawy, ryby, kwiaty. Brak tylko znanego nam z „chińskich” knajpek w Polsce zapachu glutaminianu:)) ale za tym nie tęsknie. Powietrze tymi zapachami jest przesycone aż do 9 piętra naszego hotelu, bo czuć je aż na basenie.
Tak więc nikt tu głodny nie chodzi:)). Ale to nie budki uliczne były celem dzisiejszego zwiedzania Bangkoku tylko świątynia Wat Pho i kompleks pałacowo-świątynny Wat Phra Kaeo. Dziś, tak jak i wczoraj, naszą główną trasą była rzeka. Płynąc oglądaliśmy nowoczesne budynki i zaraz do nich przyklejone stare drewniane chałupki stojące tak jak by za chwilę miały runąć do wody.
Przed wejściem do świątyni Wat Pho, czyli świątyni Odpoczywającego Buddy, Aga stwierdziła, iż już dość długo chodziła w tym samym ubraniu i postanowiła przebrać się w gustowny fartuszek – tylko kolor tak z zeszłego sezonu:))
Figury przedstawiające ułaskawione demony i ołtarzyki z Buddą są co krok,
Ale główną atrakcją jest tu ogromny Leżący Budda. Wysoki na 15 i długi na 46 metrów.
Na mnie największe wrażenie zrobiły zdobienia tych wszystkich budynków i grobowców wokół samej kaplicy.
Następnie udaliśmy się do kompleksu pałacowo – świątynnego Wat Phra Karo, czyli byłego pałacu królewskiego i szmaragdowego Buddy. Aga jak każda kobieta tym razem przebrała się w gustowną spódniczkę a Piotr nie chciał być gorszy i zamienił swoje spodnie na takie od piżamy.
Piotr w nowym stroju będzie można podziwiać tylko na filmie, bo nikomu nie dał aparatu nawet do potrzymania;)).
Chociaż tutaj tak trochę widać ;)) a tak poważnie to jest była rezydencja królów.
To jest ten szmaragdowy Budda, ale maszkary są tu o wiele ciekawsze.
To oczywiście nie jest żadna maskara :-)))
Zmęczeni i spoceni chcemy jeszcze zobaczyć Khao San – ulicę pełną budek z ciuchami i małych restauracji. Klimat jak dla mnie trochę podobny do Camden Market w Londynie, ale nich się znawcy wypowiedzą ;))
Obowiązkowa zupa Tom Yum i największa atrakcja dnia dzisiejszego – przejażdżka tuk tukiem.
Po tak pełnym wrażeń dniu tylko basen i do łóżeczek bo nogi bolą;))
No właśnie ' reclining buddha' a nie 'leaning buddha'! Leaning to jest wieża w Pizie. A Khao San to na łeb bije ten londyński fake asian market;-);-);-).