Tajlandia 2015 – Dzień 2 – Przylot do Bangkoku

Po kilkugodzinnym postoju w Dubaju, dalsza podróż upłynęła spokojnie. Samolot duży bo to A 380  i wygodnie można było przespać albo cały lot jak Zuzia, albo budzić się na drinki i jedzenie jak reszta (pełnoletnia:)). Lotnisko w Bangkoku ogromne więc i oczekiwanie na bagaż trochę trwało.

Do hotelu udaliśmy się środkiem transportu o nazwie: publiczna taksówka tzn taka, która jest zarejestrowana, ma taksometr i aby do niej wsiąść trzeba wyjąć bilet z automatu jak w banku – „stanowisko nr 2”.
 
              
Mister Prawat bo tak się nazywał kierowca, dowiózł nas bez problemów pod hotel ulokowany w centrum miasta. Mamy blisko i do metra jak i przystani dla tramwajów wodnych na rzece. Ciekawi miasta i też trochę głodni, bo było już po południu, wybraliśmy się na spacer po okolicy. Jedzenia nie musieliśmy daleko szukać bo okoliczne uliczki to tysiące wózków z gotowymi już potrawami czy stragany z owocami, które pierwszy raz widzieliśmy na oczy.
 
 
Duriana zostawiliśmy sobie na następne dni bo nie wiedzieliśmy czy do naszego hotelu można go wnosić (w wielu miejscach są informacje o zakazie wnoszenia tego śmierdzącego owocu).
 
 
Ale na posiłek udaliśmy się do wcześniej ustalonego miejsca. A była to lokalna restauracja specjalizująca się w pieczonych kaczkach. Interes rodzinny prowadzony od 1909 roku. Restauracje PRACHAK wynaleźliśmy na często odwiedzanym przed wyjazdem kulinarnym blogu niejakiego Marka Wiensa, Amerykanina który kilka lat wcześniej przyjechał do Bangkoku na kilka dni i zakochał sie w tajskiej kuchni. Naprawdę dużo fajnych informacji o kuchni tajskiej i malarskiej tu znaleźliśmy — http://www.eatingthaifood.com/2013/12/prachak-pet-yang-duck-bangkok/
 
Zjedliśmy kilka rodzajów zup i oczywiście zestaw z wyśmienita kaczką.
Po spożytym posiłku mieliśmy jeszcze trochę energii co w tym klimacie nie jest takie oczywiste +35 stopni, wilgotność ok 80% i padający co chwilę deszczyk, aby zobaczyć świątynię Wat Arun. Więc czymś w rodzaju tramwaju wodnego przepłynęliśmy po rzece Chao Phraya parę kilometrów do tej świątyni. 
 
Po założeniu obowiązkowych strojów tzn. chusta na ramiona i wiązana spódnica do kostek, mogliśmy zwiedzać teren świątynny bo sama główna świątynia jest w remoncie. 
 
 
 
 
Niestety upał i zmęczenie całą podróżą nie pozwoliło nam  na dłuższe zwiedzanie tego kompleksu więc tylko parę zdjęć i do hotelu, gdzie na  9 piętrze jest basen. Jutro dalsze zwiedzanie Bangkoku a póki co dooobranooocc ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.