Singapur 2015 – Dzień 20 – Bye, bye Singapur – Bye, bye Azja
Tak, to ostatni dzień naszej azjatyckiej przygody. Czas do domu 🙂 Dzisiejsze śniadanie jemy w hotelu bo zaraz po nim wymeldowujemy się. Bufet śniadaniowy w restauracji Rise jest bardzo urozmaicony i obfity. Każdy znajdzie coś dla siebie 🙂
OK, ale to wymeldowanie to nie tak zaraz 🙂 Check-out jest o 11:00 to jeszcze raz na 57 piętro na basen i na ostatni w tym hotelu Singapore Sling :-). Jest to znany na całym świecie koktajl na bazie ginu i cherry brandy, który został skomponowany właśnie w Singapurze w 1915 roku ( 100 lat !!! ). Małoletni dostają alko-free 🙂
Lekkie spóźnienie do check-out ale bez konsekwencji 🙂 oddajemy nasze walizki do przechowalni i planujemy co zrobić z czasem bo jest 11:30 a nasz samolot do Dubaju startuje o 21:45. Mamy sporo czasu. Asia zauważa, że dziś niedziela i jedziemy do pobliskiego kościoła, który widzieliśmy będąc na tarasie widokowym naszego hotelu. Nie jest daleko, dwie stacje metra. Akurat zaczyna się msza, ale jakaś inna niż u nas. Kościół okazuje się być anglikański 🙂
Jeszcze krótka wizyta w pobliskim centrum handlowym. Kupujemy owoce „na drogę” i wracamy do hotelu. Na lotnisko, które jest oddalone jakieś 20 km docieramy taksówką i po kilku godzinach czekania pakujemy się do ogromnego A380-800. Singapur żegna nas lekkim deszczem.
Samolot jest prawie pusty a może zabrać na pokład prawie 500 osób. Po starcie dziewczyny rozkładają się każda na 3 fotelach i zasypiają. Lot trwa ponad 6 godzin i nie jest za spokojny bo co chwilę kapitan ostrzega przed turbulencjami i prosi o zapięcie pasów.
Ten basen i Singapore Sling wpisuje na swoja 'bucket list' i na obecna chwile baaardzo Wam zazdroszcze hmmmm
Nie zazdrościć – jechać !!! Pole golfowe dla Tomasza też się znajdzie 🙂
No, wyglada na to ze betonowa arka, garden i studios znowu sa warte wypadu tam…
i jeszcze raz krab ale tym razem bez trzymanki….
Myślę, że Singapur da się lubić 🙂 Też będziemy chcieli jeszcze tam zawitać