Malezja 2015 – Dzień 7 – Lokalnie, deszczowo i upalnie

Witamy w poniedziałek 🙂 Raniutko o 10:00 zjedliśmy pierwsze śniadanie w nowym hotelu. Wybór potraw i napojów jest bardzo duży wiec Zuzia ( i my także ) jest zadowolona i na koniec dopycha się owocami 🙂 

Po śniadaniu oceniamy sytuacje pogodową. Jest pochmurno ale temperatura i przede wszystkim wilgotność bardzo wysoka. Ponieważ chmury są dość nisko aby wyjechać kolejka na najwyższy szczyt Langkawi i podziwiać stamtąd panoramy to decydujemy się ( za duża aprobata dziewcząt ) udać się pod orła (wyjaśnię później) odwiedzając po drodze kilka sklepów wolnocłowych ( Langkawi jest enklawa wolnocłową w Malezji ). Spacer do tego orła, który oddalony jest od naszego hotelu jakieś 4 km trwała 3 godziny. Ile sklepów odwiedziliśmy , nie zliczę. Reklamówek z ciuchami przytargaliśmy do hotelu sporo. Ale o tym orle. Orzeł to symbol tej wyspy i występują one tutaj w dużych ilościach a ten o którym pisałem wcześniej to ogromna rzeźba która, wita wszystkich przypływających do portu w Kuah. Kilka zdjątek z tego miejsca.

 
Zjadamy lunch – tym razem kuchnia indyjska. Wracamy taxi do hotelu i korzystając z faktu, że rozchmurzyło się, idziemy na basen. 
 
 

Po baseniku idziemy na kolacje do dystryktu gdzie jest sporo restauracji seafoodowych – jakieś 400 metrów od hotelu. Niestety pogoda zmienia się bardzo niespodziewanie i w połowie drogi dopada nas ulewa monsunową. W ostatniej chwili udaje się nam schronić w jednym z hoteli który mijaliśmy po drodze.

 
 
Hotel bardzo elegancki, nowy – oddany do użytku 4 miesiące temu ( może zjawimy się tu następnym razem za kilka lat :-). Tymczasem pada już lekko wiec idziemy dalej do upatrzonej restauracji na wolnym powietrzu ale pod dachem bo ciągle coś pokapuje. Obsługa znowu tylko rozmawia w lokalnym narzeczu wiec zamówienie na migi ze wskazaniami 🙂 Zgodnie z oczekiwaniami dostajemy kurczaka lemon ( taki lekko kwaskowy ), zupkę Tom Yum z owocami morza i “rosołek z warzywami” . Ciężko było wybrać jakaś rybę bo nazwy nie mówiły nam wiele a zdjęć przy opisach nie było . W chwili gdy dostaliśmy nasze dania do stolika lunął przeokropny deszcz, ze nawet miejscowi kiwali głowami z niedowierzaniem. Nie było widać dosłownie na metr a woda lala się z nieba strumieniami.
 
 
 
Po kilkudziesięciu minutach, najedzeni ( szczególnie Zuzia, która zjadła niewyobrażalna ilość ryżu z kurczakiem i zupa niby bulionowo-warzywną ) usiłowaliśmy złapać taksówkę aby dostać się z powrotem do hotelu. Było ciężko bo nikt nie chciał iść w takim deszczu ale po 20 minutach się udało i nawet całkiem susi dotarliśmy do pokoju. Jest 22:30 , w oddali śpiewy w jakimś meczecie, deszcz przestaje padać. My się szykujemy na jutrzejsza wycieczkę, która kupiliśmy czyli tzw. Island Hopping – 3 godzinna wyprawa szybkimi łódkami na 3 mniejsze wyspy wokół Langkawi. Na każdej z nich będziemy widzieć i robić coś innego – co dowiecie się z jutrzejszego wpisu.
 

One comment

  • Anonymus

    Ja tu mialem super pogode i zaliczylem jeszcze ten przepiekny chinski ogrod i zachod slonca konczacy sie straszna ulewa.

    Na gore tez sie udalo wjechac kolejka linowa dwa dni wczesniej przy dobrej pogodzie. I zachod slonca na gorze super byl. Na dole graby nie chcialy ale brac bo maja wojne z taksiarzami i wieczorem nie ryzykuja przebitych opon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.