Płac Niepodległości znajduje się w sercu Kuala Lumpur, jest ze względów historycznych szczególnie ważny dla wszystkich Malezyjczyków. To tutaj 31 sierpnia 1957 r. spuszczono z masztu flagę brytyjską i wciągnięto na jej miejsce flagę Malezji. Obecnie stoi w tym miejscu najwyższy na świecie (mierzący 100 metrów) maszt flagowy .
Przy Placu Niepodległości znajduje się pałac Sułtana Abdula Samada zbudowany w stylu mauretańskim, z błyszczącymi miedzianymi kopułami oraz wysoką na 130 metrów wieżą zegarową.
Budynek zaprojektowany został przez architektów Normana i Bidwella. Ukończono go w 1897 r. po dwóch latach budowy. Przez długi czas stanowił siedzibę administracji brytyjskiej, później mieściło się tutaj kilka różnych instytucji rządowych.
Zaraz obok znajduje się także muzeum miasta Kuala Lumpur. Bardzo ciekawe miejsce w którym można dowiedzieć sie wiele faktów z historii miasta. Dowiedzieliśmy się ze w 1857 roku osiedliło się tu kilkadziesiąt rodzin chińskich górników cyny, której rudy tu występowały. Oczywiście był to teren kolonii brytyjskiej i w 1882 roku ustanowiono tu siedzibę brytyjskich władz w Malezji. Miasto rozwijało się bardzo szybko aż do 2 wojny światowej kiedy to przez było okupowane przez 44 miesiące przez Japończyków. Jak pisałem wcześniej w 1957 ogłoszono tu niepodległość i ustanowiono Kuala Lumpur stolicą niepodległej Malezji.
Fajna jest także makieta miasta i film, który pokazuje kierunki rozwoju tej aglomeracji w najbliższej przyszłości.
Idziemy w kierunku meczetu narodowego mijając po drodze bardzo oryginalny budynek, siedzibę banku Maybanku.
Dochodzimy do narodowego meczetu Malezji. Posiada on charakterystyczny pofałdowany dach, dzięki czemu jest punktem orientacyjnym w śródmieściu. Można go zwiedzać pod warunkiem zastosowania się do tradycyjnych reguł postępowania, czyli odpowiednie ubranie i oczywiście bez butów. Niewierni zostali stosownie odziani i na bosaka zwiedzali ten kompleks. Budynek ma 50 lat to i nie ma co szukać głębszej „historii” w tej budowli. Ponieważ nie ma za bardzo co tam oglądać i te „ubranka” są dość ciepłe to 25 minut wystarczy.
Na przeciw meczetu jest stary dworzec centralny w Kuala Lumpur. Teraz jest on wykorzystywany jako jeden przystanków kolejowych bo centralny dworzec jest jakieś 1,5km na południe i nazywa się KL Sentral. Stary dworzec został wybudowany w stylu mauretańskim w roku 1910. Sprawia wrażenie pałacu.
Naprzeciwko dworca znajduje się budynek administracji Malajskiej Kolei Państwowej „KTM”, który również stanowi interesujący przykład architektury neomauretańskiej z przełomu wieków.
Na dworcu kupujemy bilety aby dojechać do KL Sentral. Tam przesiadamy się na monoraila i jedziemy nim do stacji Raja Chulan.
Tam mamy zaplanowany lunch. A ponieważ dziś jest „dzień malajski” – to posiłek tez musi być oparty o malajska kuchnie 🙂 Za rekomendacją Zuzy, blogerki „ZUINASIA” wybieramy restauracje „Madam Kwan’s” w centrum handlowym Pavillion.
Ta restauracja to numer 4 na tej liście Zuzi w Azji –
Zamawiamy zupę laksa, nasi lemak, sataje po malezyjsku, kurczaka słodko-kwaśnego po malezyjsku. Zuzia jest konserwatywna w swoich wyborach – makaron 🙂
Wszystkie dania doskonale pyszne, obsługa wzorowa. Gdy płaciłem za nasz posiłek zapytałem kelnera kim jest ta starsza pani siedząca z boku przy wejściu, a on odpowiada ze to pani Kwan Swee Lian jego szefowa, autorka wszystkich dań w tej restauracji, pomysłodawca i założyciel tej marki czyli jest to rzeczona – Madam Kwan !!!
Jak już doczytałem później – ma obecnie 82 lata i jest dalej czynna zawodowo choć zarządzanie cała siecią restauracji przejął już jej syn. Że jest czynna zawodowo to widzieliśmy – zapraszała klientów do stolików, ścierała stoliki z kelnerami, wskazywała obsłudze klientów. Nas prowadziła od wejścia wskazując nam stolik 🙂
Na koniec chętnie robi sobie zdjęcie z nami 🙂
W doskonałym nastroju i najedzeni wracamy do hotelu aby się zacząć pakować bo jutro rano opuszczamy Kuala Lumpur i jedziemy do Johor Bahru na granicy z Singapurem.
No właśnie. Spakowaliśmy się trochę, można powiedzieć że w 90% no i zgłodnieliśmy, bo przecież u Pani Kwan jedliśmy o 13:30 a tu już prawie 18:30. Idziemy do lokalnego „hindusa”. Zamówiliśmy tylko roti z sosami tak aby nie objadać się na noc 🙂
He, he – metalowe talerze z separacjami na rożne tam :-). Myślę że Mirka i Tomek już stęsknili się za takim widokiem 🙂
Bingo! Bez czytania tekstu pod zdjeciem z talerzami samo zdjecie wywolalo u mnie bardzo zywe wspomnienia z podrozy po Indiach! Wrrrr! Nigdy wiecej! Ani Indii ani metalowych talerzy!