Pozdrawiamy już ze stolicy Malezji – Kuala Lumpur 🙂 Na miejsce dotarliśmy autobusem – ale po kolei. Wybrałem autobus jako środek transportu z Penag do KL bo chcieliśmy zobaczyć maksymalnie dużo Malezji. Chociaż samolotów z Peanag do stolicy na pęczki i w porównywalnej wręcz cenie to wygrał autobus, właśnie żeby zobaczyć jaka jest ta Malezja poza głównymi ośrodkami.
Bilety kupujemy wcześniej, dokładnie w dniu przybycia na wyspę i zgodnie z tablicą odjazdów meldujemy się po 10-tej na stanowisku do Kuala Lumpur. Autobus przyjeżdża o czasie, pakujemy walizy i lokujemy się w fotelach. Start o 10:45.
Autobusy dalekobieżne w Malezji, jak czytaliśmy w internecie wcześniej, mają tylko 3 miejsca w rzędzie – tak 2+1. Jest wystarczająco dużo miejsca aby podróżować długo w komfortowych warunkach. Fotele rozkładają się prawie horyzontalnie co dziewczyny zaraz wyczaiły 🙂
OK, ruszamy o czasie, jedziemy na południe wyspy aby zabrać innych pasażerów bo na razie jesteśmy sami. Po 20 minutach dosiada się jeszcze ze 20 osób i autobus jest już prawie pełny ( ma 27 miejsc tylko ). Kierowca gdzieś znika, po pół godzinie przychodzi konduktorka i prosi o bilety. Na moje pytanie – ” kiedy odjazd ” , grzecznie odpowiada, że już. Po następnym moim pytaniu które zadałem jej 20 minut później, odpowiedziała – ” natychmiast ” . W sumie postój trwał 65 minut 🙂 pytam wiec kierowcę – ” a ile potrwa podróż do KL ” , odpowiada w wolnym tłumaczeniu – … Och , mister – jeśli nie będzie korków to ze 4,5h a jak korki będą to ja nie wiem 🙂
OK, dałem sobie spokój z ta dociekliwością i usiadłem na miejscu bo nasz autobus ruszył i jedzie żwawo. Ha , ha nie na długo 🙂 po przejechaniu jakichś 20 km pierwszy postój !!! Na sikanie !!! ( jakby komuś wcześniejsze 65 minut nie wystarczyło :-). Ruszamy dalej po 10 minutach – trasa prowadzi płatna autostrada nr 1 prosto do Kula Lumpur. No może to autostrada na azjatyckie standardy bo na europejskie i nawet porównując do Polski to zwykła droga szybkiego ruchu. Niby bezkolizyjna ale kręta i z wąskim pasem awaryjnym. Po starcie z postoju, pomocnik kierowcy oznajmia, ze następny postój za 1h. Autobus nabiera prędkości i ku mojemu zdziwieni zasuwa nawet 110 km/h. Trasa tego rejsu wygląda jak poniżej.
Jest do przejechania 300 km i kierowca nie zatrzymuje się przez następne 2,5h 🙂 OK, wszyscy „wysikani” to nikt nie protestuje, że stopów nie ma.
No a co zobaczyliśmy po drodze? Przez pierwsze 70-80 km było płasko. Pojedyncze domki po obu stronach, wiele upraw palm. Wydaje się być dobrze zagospodarowane. Raczej czysto. Potem pojawiają się góry, które towarzyszą nam już do końca. Wysokości może max. 500 m, porośnięte drzewami liściastymi. Czasami przyjeżdżamy nad rzekami. Krajobrazy ładne, bardzo zielono. Oprócz plantacji palm nie widać żadnych innych upraw. A na drodze królują „Japończyki” – hondy, suzuki, toyoty, mazdy w wersjach w Europie niewystępujących. Dużo także aut koreańskich. Bardzo mało SUVów, przeważają sedany lub większe, rodzinne samochody nierzadko z 7 miejscami. Mało aut klasy premium. Czasami jakaś BMka. Na tej autostradzie jest ograniczenie do 110 km i wydaje się, że wszyscy jadą w miarę przepisowo. Co jakieś 50km są stacje obsługi podróżnych z czystymi toaletami i punktami gastronomicznymi. Co jakiś czas stacje paliw Petronasu czy Shela.
Około 16tej, czyli po ponad 5h jazdy docieramy na dworzec autobusowy Puduraya. To jest centrum miasta i do naszego hotelu mamy 300m. Odrzucamy zalotne propozycje taksówkarzy, że najtaniej i najwygodniej u nich i w 10 minut docieramy do naszego Arenaa Star Hotel. Szybki check-in, prysznic i decyzja, że jedziemy pod Petronal’s Towers, czyli na stacje metra KLCC. Szybko opanowujemy maszyny do kupowania specjalnych tokenów na metro i w 10 minut jesteśmy po słynnymi wieżami. Jest weekend – ludzi sporo wiec jest trudno się przecisnąć, ale docieramy pod wieże i robimy kilka fotek.
Idziemy na późny lunch do jednego z food courtów pod wieżami i posileni nasi lemakiem,
chicken mee i zupami ipho (nasi lemak to ryż z sosem i mięsem, ogórkiem , orzeszkami i takimi małymi suszonymi rybkami, chicken mee to nic innego niż bardzo cięki i długi makaron w sosie sojowym z pieczonym kurczakiem i warzywami a zupa ipho to taki rosołek z białym, ryżowym makaronem z rożnymi dodatkami – na przykład kulki rybne :-). Czekamy na pokazy fontann pod wieżami, które zaczną się o 20:00. Fontanny ładne, ale do tych tańczących pod Bur Kalifa w Dubaju to im jednak brakuje sporo. Pokaz ładny, kilkunastominutowy.
Potem przechodzimy jeszcze przez centrum handlowe gdzie Zuzia wypatrzyła Harrodsa i pozuje do zdjęcia z misiem ( na szczęście nie chce wejść 🙂
Później jeszcze tylko kilka zdjęć z już podświetlonymi wieżami i metrem do hotelu bo już przed 21szą a jutro równie intensywny dzień 🙂
Jeszcze na koniec widok sprzed hotelu na wieżę telewizyjną
3.15785101.71165
Zuzia z wiezami- przepiekna fotka dziewczynki z lekka opalenizna i kreconymi blond wloskami. I love it!!!!!