ZEA i RPA 2015 – Dzień 9 – stadion w Durbanie i Zimbali
Po śniadaniu w hotelu zarządzono plażowanie 🙂 Mimo, iż poranek był trochę zachmurzony to po śniadaniowa pora na niebie to już tylko błękit. Idziemy na plaże w stronę pobliskiego, betonowego molo. Fale dość wysokie, uderzają z hukiem o skały. Zuzia szuka muszelek, Łukasz i Aga próbują znaleźć jakieś żyjątka jakie zostawił przypływ miedzy kamieniami. Piasek na plaży złocisty, ziarenka średnicy ok. 1 mm – bardzo przyjemny w chodzeniu. Nie ma z nami Oli, która na chwile wyskoczyła na lotnisko odwieść Nazeera, który musiał wracać do Johannesburga.
Zaraz po 12-tej jedziemy do Durbanu. Umhlanga oddalona jest ok 15 km na północ od centrum miasta. Podróż zabiera nam 20 minut. W Durbanie chcemy zaliczyć jedna z atrakcji – wyjście na łukowe przęsło stadionu zbudowanego na mistrzostwa w 2010. Na najwyższy punkt tej konstrukcji wyjeżdża się specjalnym wagonikiem ( można tez wyjść wspinając się po specjalnej ścieżce ). Z góry rozciąga się wspaniały widok na Durban i okolice.
W kasie biletowej dowiadujemy się, ze jest przerwa w dostawie energii elektrycznej i kolejka zacznie działać dopiero z 1h. Przyjdzie poczekać ale nic to 🙂 wokół stadionu impreza ! Mnóstwo punktów gastronomicznych ze zdrową, przygotowywaną na miejscu żywnością, napojami. Jest również cześć ze stoiskami z rękodziełem w różnym wydaniu. Sporo ludzi te odwiedza stragany robiąc drobne zakupy a potem kupuje lunchowe przekąski i konsumuje je na trawie. Podobnie robimy i my 🙂
Jemy indyjskie pierożki z kurczakiem, kukurydza i serem, warzywami. Falafele z pikantnym sosem zawinięte w pszenny placek, naleśniki z rożnym nadzieniem, lokalne pączki. Popijamy domową lemoniadą w rożnych smakach.
Jest bardzo gorąco i co jest charakterystyczne dla klimatu Durbanu i okolic, jest także bardzo wilgotno. Po kilkunastu minutach koszulka „lepi” się do ciała. Wsiadamy do naszego busika i przejeżdżamy nadmorskim bulwarem. Jakoś pusto tam – Ola objaśnia nam, ze od jakiegoś czasu bardziej popularnym miejscem na wypoczynek i plażowanie jest właśnie Umshlanga gdzie mieszkamy. Durban teraz to miasto w którym ludzie mieszkają i pracują.
Po dwóch godzinach pobytu w istnym raju opuszczamy Zimbali i wracamy do naszego hotelu w Umhlanga. Na wjeździe do tej miejscowości jest restauracja gdzie podają typową indyjska kuchnie. Wchodzimy i naszym oczom ukazuje się widok śpiącej obsługi !!! Jedna z kelnerek która akurat była „na chodzie” mówi, że za chwile spodziewają się wyłączenia prądu (co oni maja z typ prądem tu !?) i może nam zaserwować to co już maja ugotowane. Ola, zamawia dla nas rożne dania aby popróbować wszystkiego. Większość dań z baraniną – wszystkie pikantne.
W międzyczasie, Łukasz odkrywa, ze ma talent do fotografowania a Zuzia z Aga do pozowania mu na tarasie 🙂
Top rates dla wieczorowej sukni Asi! W Dubaju też mnie urzekla ( i te kobiece elganckie sandalki hmmm)!