ZEA i RPA 2015 – Dzień 12 – safari i mecz krykieta

Wczesna pobudka. O 7:00 wyjeżdżamy. Pierwszy przystanek – szkoła Łukasza. Lekcje zaczynają się o 7:25. Szkoła oddalona jest o kilka kilometrów ale na szczęście korki o tej porze są w druga stronę. Docieramy na czas. Szkoła jest państwowa, sporych rozmiarów, uczniów 1200. Jest tu także klasa zerowa. Ma kilka boisk, basen – teren ogromny. Nauka w podstawówce trwa 7 klas. Następny stopień edukacji to high school. Pomimo, ze jest to szkoła państwowa za edukacje trzeba płacić. Koszt to ok. 3000 $ rocznie. Łukasz zostaje w szkole, my jedziemy dalej.

Wpadamy na chwile do zakładu produkcyjnego Oli gdzie kilkunastu pracowników przygotowuje i montuje różnego rodzaju ramy do obrazów. Ola specjalizuje się w ramowaniu pamiątek sportowych jak koszulki z podpisami zawodników, piłki, buty piłkarskie, itp. Myślę, że najlepiej będzie jak Ola sama opowie czy się zajmuje – film

Po kilkunastu minutach ruszamy dalej – kierunek Lion Park. Jest to miejsce pod Johannesburgiem gdzie można na ogrodzonym, ogromnym terenie podglądać z samochodu życie dzikich zwierząt – takie safari. Są tu lwy, gepardy, hieny, różnego typu antylopy, zebry i wiele innych. Niewątpliwą atrakcja jest możliwość bycia przez kilka minut z małymi lwami na co czekała Zuzia bo Aga pamięta jeszcze to miejsce z ostatniej naszej wizyty 8 lat temu. Nie ma wielu zwiedzających o tak wczesnej porze. Wchodzimy do małych lewków, później karmimy żyrafy. Na koniec wsiadamy do Oli samochodu i udajemy się na te cześć w której jeździmy pomiędzy zwierzętami. Samochód musi być trochę terenowy bo drogi są szutrowe i nierówne. BMW X5 Oli doskonale się do tego nadaje 🙂 Szyby obowiązkowo zamknięte, wychodzić nie  wolno. Ola opowiada jak w zeszłym roku pewien turysta z Chin chciał zrobić sobie zdjęcie z lwami i wyszedł z samochodu – to były jego ostatnie kroki na afrykańskiej ziemi. 

Wyjeżdżamy z parku i kierujemy się w stronę Sun City. Pół godziny później docieramy do sporej wielkości przydrożnego targu z afrykańskim rękodziełem. Kupujemy kilka pamiątek i wracamy do Johannesburga.

Jedziemy do szkoły Łukasza na międzyszkolny mecz krykieta. W meczu ma występować Łukasz. Po drodze wstępujemy na lunch do restauracji serwującej kuchnie włoska i lokalną.

Jadąc na mecz Ola tłumaczy nam zasady krykieta. Nie jest to na początku bardzo zrozumiałe ale po kilku minutach jest już lepiej. Krykiet to gra podobna do baseballa. Drużyna Łukasza wygrywa gładko z przyjezdnymi. Mecz trwa ponad 3h.

Podczas gdy my oglądamy krykieta, Zuzia z Olą odwiedzają grupę zerówkową. Dzieci bawią się razem i pozują do zdjęć.

Jest bardzo gorąco (35 C) i duszno. Po powrocie do domu Łukasz wskakuje w ubraniu do basenu aby czym prędzej się ochłodzić. Za nim zaraz Aga 🙂

Ubaw po pachy. W międzyczasie dołącza do nas Nazeer – Ola podaje kolacje. Dziś rybnie – pieczony łosoś w słodkim sosie sojowym i king clip w sosie chakalaka. Do tego drobniutka, kukurydziana kaszka, szpinak i szparagi. Nazeer przybył do nas z ogromnym talerzem owoców. Ale uczta !!! A tu wyjaśnienie co to takiego ta chakalaka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.