ZEA i RPA 2015 – Dzień 10 – bye, bye hotel Beverly Hills – bye, bye Durban
Niedzielny poranek obudził nas wspaniałą pogodą. To nasz ostatni poranek w Durbanie – pakujemy się szybciutko i idziemy na śniadanie. Jest już bardzo gorąco, jemy na tarasie bo wewnętrzne stoliki są już zajęte. Smutno opuszczać tak urokliwe i eleganckie miejsce ale jeszcze mnóstwo atrakcji czeka na nas w Johannesburgu. Pożegnalne zdjęcia na tarasie a także z balkonu pokoju Oli i Łukasza umiejscowionego na ostatnim, 8 piętrze.
Opuszczamy hotel. Ponieważ jest bardzo gorąco a do odlotu samolotu mamy kilka godzin jedziemy w jedynie słuszne miejsce – nad wodę. Prawie w centrum Durbanu jest park wodny z wieloma atrakcjami – nazywa się „uShaka”. Jedziemy przez miasto, które jak pisałem wcześniej, stało się teraz trochę mniej atrakcyjne do wypoczynku, po prostu – nie rozwija się. Po drodze mijamy także stadion na którego wierzchołku byliśmy wczoraj.
Po chwili dojeżdżamy do wodnego parku. Przed wejściem okazałe szczęki rekina. Do kas biletowych wiedzie droga przez pasaż handlowy z dziesiątkami sklepów z ciuchami i pamiątkami. Kelnerzy stojący przed barami i restauracjami zapraszają na późne śniadanie lub lunch. Jest godzina 11ta gdy kupujemy bilety i wchodzimy do parku. Bilety w cenie 190 randów pozwalają na odwiedzenie obu części parku – jedna cześć to same baseny do kąpieli i zjeżdżalnie, druga to baseny i widownie do oglądania pokazów delfinów, pingwinów i foczek. W tej części jest także basen z egzotycznymi rybkami przeznaczony do snorkelingu. Obie te części spina lazy river, która biegnie przez oba obszary.
Rozkładamy się w cieniu na trawce. Na pierwszy ogień idą baseny i zjeżdżalnie, później „leniwa rzeka”.
Łukasz testuje najwyższe i najszybsze rury.
Wreszcie przyszedł czas na nurkowanie z rurką i podglądanie kolorowych rybek 🙂 Zuzia obawia się zimnej wody i że może być „popodgryzana” przez okazy typu Nemo i Dora – nie chce ubrać kamizelki i wejść do basenu. Zostaje z nią na brzegu.
Powoli zbieramy się. Trochę przed czasem ale wszystko w jednej chwili zamilkło i ucichło w parku – powód prozaiczny i nam już bardzo dobrze znany – brak prądu !!! Z informacji jaka krąży od ust do ust wynika, że przerwa potrwa 2h. Zaciekawiła mnie bliżej ta kwestia częstego wyłączania napięcia w RPA i zapytałem o powód Nazeera po powrocie do Joburga. Powiedział mi, że to jest problem z niewystarczającymi wydajnościami południowoafrykańskich elektrowni, które są przestarzałe i od lat nie przeprowadzano w nich modernizacji ani rozbudów o kolejne bloki.
Wychodzimy z parku przez ciąg sklepów. W jednym zatrzymujemy się na dłużej gdzie dziewczyny dokonują zakupów sportowych ciuszków. My czekamy na ławeczce. Oczywiście w sklepie nie ma prądu, przymierzanie przy bateryjkowych lampeczkach. Kasa nie działa a murzyn liczy należna kwotę z metek używając kalkulatora. Ma do dodania ok. 10 pozycji – nie ma szans żeby się nie pomylił 🙂 Ciekawostka !!! w niektórych restauracjach mają zasilanie agregatowe co jest obwieszczanie hucznie na każdym kroku 🙂
Wyluzowani i zadowoleni z super weekendu, jedziemy przez Durban w kierunku lotniska. Po drodze jeszcze raz odwiedzamy Umshlangę aby zjeść lody a dokładniej to mrożone jogurty w różnych smakach i z różnymi dodatkami. Tutaj sieć sprzedająca te produkty nazywa się Wakabery.