🇻🇳 Wietnam 2022 – Dzień 18 – Gdzie kucharek sześć …….. 🥘👍🍛💪😎
Oj, nie chce się wstawać dziś rano, bo dobrze sie spało po tych wczorajszych aktywnościach, ale jest mus. Ale to już ostatni dzień na który mamy coś zorganizowanego zaplanowane. O 8:00 schodzimy na śniadanie, ale praktycznie pijemy tylko kawę i ewentualnie coś małego zjadamy. Nie, że tam nagle straciliśmy apetyty – wręcz przeciwnie, wstajemy wcześniej bo dziś atrakcja kulinarna. O godzinie 9tej w nieodległej szkole gotowania „Apron Up Cooking Class”, dziewczyny mają kurs gotowania typowych, wietnamskich dań.
Jesteśmy już na miejscu o 8:45. Czeka już na nas nasza instruktorka / chef – Siri (łatwo będzie zapamiętać 😃). Ja jestem tu tylko na doczepkę, żeby zdjęcia porobić. Zaczynamy od wyjścia na pobliski targ, gdzie musimy kupić część potrzebnych produktów do gotowania dzisiejszych potraw. A będzie to: zupa Pho, sałatka z zielonej papai, Bun Cha, sajgonki i kawa z koglem-moglem czyli Egg Caffee. Na targu kupujemy mięso, warzywa, makaron, zioła i owoce. Przy okazji Siri odpowiada na nasze pytania dotyczące nieznanych nam wcześniej owoców czy warzyw, które tu widzimy. Jest poranek – na targu tłoczno a wszyscy klienci ( poza nami chyba tylko), robią zakupy ze skuterków którymi tu przyjeżdzają.
Po zakupach wracamy do kuchni. Dziewczyny ubierają fartuchy i do gotowania 😃. Najpierw zupa Pho, bo gotuje sie najdłużej. Gotuje sie ja na kości wołowej lub wieprzowej. U nas ze względu na brak czasu mamy kość wieprzową. Na wołowej wywar musi gotować sie nawet 4-5h. Kość musi być opalona nad ogniem, to samo cebula, szalotka, imbir. Na patelni za chwilkę prażone są przyprawy, które trafiają do lnianego woreczka i do wody wraz z kością i cebulami. Wywar będzie sie gotował 2h. W międzyczasie marnowania jest wołowina w cieniutkich plasterkach, która później znajdzie sie w zupie.
Teraz Bun Cha. To typowo hanojska potrawa, która jedliśmy już u „Obamy”. Głównym składnikiem są malutkie pulpeciki / kotleciki ze zmielonego boczku odpowiednio przyprawione i ugrilowane. Obieranie i siekanie przypraw idzie sprawnie nawet Zuzi – wszyscy się uczą jak to robić po wietnamsku oraz doskonale sie bawią. Cześć tego zmielonego mięsa wraz z posiekanymi grzybami, marchewką, cieniutkim makaronem i warzywem, który Asia określiła jako coś podobnego do kalarepy smakiem bo z wyglądu to biały burak.
Zawijanie sajgonek mamy już przećwiczone z lekcji na Ha Long Bay, więc idzie dziewczynom sprawnie. Teraz ulubiona sałatka Asi, czyli z zielonej papai. I tu sie dowiadujemy, że ta papaja to tu tylko dla tekstury jest a cały smak to dresing. Od jakiegoś czasu parzy sie tez kawa po wietnamsku, czyli kapie powoli z zaparzacza do szklanki. Z żółtek, które pozostały po wbiciu białek do farszu sajgonkowego, Aga i Zuzia ubijają kogiel-mogiel (z dużą ilością mleka skondensowanego) do słynnej Egg Caffee.
Jest już 11:00, zupa Pho dochodzi na wolnym ogniu. Siri pokazuje jak zaparzać jeszcze w niej wołowinę i powoli wydawka i ocena tego co ugotowane. Z dumą stwierdzamy, że wszystko smakuje wybornie. Na koniec Siri dziękuje nam za udział w tych warsztatach kulinarnych, wypisuje certyfikaty i wręcza wraz ze specjalną mini książką kucharską z typowymi przepisami wietnamskim.
Wszyscy są mega zadowoleni i mega pojedzeni – żegnamy sie z Siri i idziemy do hotelu. Szkoła gotowania Apron Up Cooking Class to był dobry wybór a Siri jako szef kuchni spisała sie wyśmienicie. Polecamy ją także, bo jej angielski był naprawdę dobry i zrozumiały, co nie jest częste w Wietnamie.
Odpoczynek do 15tej. i Asia zaprasza na krótką trasę po Hanoi. Taki spacerek, aby zobaczyć te najważniejsze punkty w których nie byliśmy a wypada być będąc w Hanoi. Ponieważ świątynie Tran Quoc zamykają najszybciej to jedziemy wpierw tam. Ten niewielki kompleks świątyń, stup i pagody mieszczący sie na wyspie na drugim hanoiskim jeziorze ( Tay) zbudowano w 6 wieku. Rzeczywiście ładnie i urokliwe miejsce do którego teraz można dojechać bo mamy drogę łączącą dwa brzegi jeziora.
Stąd już pieszo na południe. Wpierw mijamy następną świątynie Quan Thanh z wielkim posągiem w środku. Ograniczamy sie do zrobieniu kilku zdjęć. Zacisznie i brak innych zwiedzających.
Dalej na południe zaczynają sie obszary rządowe – strzeżone, ogrodzone i z zakazami fotografowania. Żołnierze uzbrojeni w broń długą. Co 100m strażnik. Jest to taki duży park na którego końcu znajduje sie pałac prezydencki (ten żółty na 4tym zdjęciu z daleka, bo z bliska nie wolno). Za tym pałacem rozpościera sie sporej wielkości plac z mauzoleum Ho Chi Minha. Już wcześniej dowiedzieliśmy sie , że go nie ma ( coroczna konserwacja chyba w Moskwie ) i nie zobaczymy tego wietnamskiego przywódcy komunistycznego. Nie udaje sie nam także wejść na plac defilad przed mauzoleum bo ……. nie mamy maseczek. Nigdzie nie ma obowiązku zakładania maseczek w Wietnamie a na odkryty plac przed mauzoleum trzeba. Nic to, obchodzimy ten plac mijając po lewej ogromny budynek parlamentu. Tutaj podejmowane są decyzje przez delegatów wietnamskiej partii komunistycznej. Tak, w Wietnamie jest tylko jedna partia polityczna.
Później wchodzimy do dzielnicy z ambasadami. Pierwszą jaka widzimy to ambasada kraju Ba Lan. To był kiedyś bratni kraj w innych kręgach kulturowych nazywany Polską. Tak, nasza ambasada w Hanoi jest zaraz obok placu Ho Chi Minha.
Idziemy dalej na południe i docieramy do ostatniego miejsca jakie chcemy dziś odwiedzić. Jest to Van Mieu czyli Świątynia Literatury. Ta świątynia, która nie miała ściśle religijnego celu, służyła jako akademia konfucjańska. Zostało założone w 1070 roku przez trzeciego cesarza z dynastii Ly, niejakiego Ly Thanh Tonga. To tutaj synowie królewskiej krwi, synowie mandarynów i arystokracji kontynuowali naukę, aby zostać uczonymi i wysokimi urzędnikami.
Oprócz pięknych świątyń, na uwagę zasługuje duży prostokątny basen zwany jeziorem niebiańskiej przejrzystości, a także osiemdziesiąt dwie kamienne stele (trzydzieści cztery inne stele zniknęły). Wymienia nazwiska, miejsca urodzenia i wyniki egzaminów ponad 1300 konfucjańskich naukowców z dynastii Le i Mac w latach 1442 – 1779. Te kamienne płyty zostały wpisane w 2010 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Po zwiedzaniu tego ciekawego miejsca wracamy do hotelu (po drodze jeszcze dziewczyny idą na masaż).
No po takiej szkole gotowania to będziecie musieli za niedługo dwa wesela robić. Chłopaki w mieście się będą bili o dziewczyny jak się dowiedzą, że umieją gotować po Wietnamsku. Smacznego
Hehe, trzy dni po przyjeździe a już dziesiątki sajgonek zrobiły