🇻🇳 Wietnam 2022 – Dzień 17 – Hoa Lu , Trang An i Tam Coc 🚣♀️🏔🚶☔️
Witajcie w kolejnym dniu naszych przygód w Wietnamie. Nie odpuszczamy ze zwiedzaniem. Wstajemy już o 6:30 ponieważ o 7:30 zabiera nas autobus z biura podróży na całodniową wycieczkę. Jedziemy 110 km na południe do prowincji Ninh Binh i tam odwiedzimy trzy ciekawe miejsca. Starożytną stolice Wietnamu – Hoa Lu, park Trang An, który został wpisany na listę World Heritage przez UNESCO oraz Tam Coc, gorę z 500 schodami.
Tym razem przyjeżdzają po nas planowo, zbieramy jeszcze innych uczestników z okolicznych hoteli i w sile 20 osób ruszamy na południe. Nasza przewodniczka ma na imię Emma. Od samego początku opowiada nam o historii Wietnamu, zwyczajach, wierzeniach i innych ciekawych rzeczach. Nasze skupienie na jej opowieściach przerywa raz za czas masywny podskok na muldach drogowych czy przejeździe kolejowym. Niestety nasz autobus jest mały i takich wietnamskich rozmiarów. Myśle, że fotele w Wizz Air są szersze i więcej miejsca na nogi tam. Czas podróży upływa nam dość szybko.
Po 2 godzinach dojeżdżamy do Hoa Lu. Słońca nie ma, ale jest dość ciepło i duszno. Emma mówi, ze później będzie padać. Ale zaraz poprawia sie, że nie na pewno – może 50/50.
Dosyć dogłębnie opowiada o tym miejscu, przedstawiając ten kompleks świątynny jaki tu pozostał jako pierwszą stolice zjednoczonych ludów wietnamskich. Historia Hoa Lu sięga 10 wieku, kiedy panowali tu pierwsi królowie – Dinh Tien Hoang oraz Le Dai Hanh. Do obecnych czasów przetrwały w sumie tylko ich mauzolea, które zwiedzamy. Gdy już wychodzimy z kompleksu świątynnego w stronę autobusu, zaczyna padać deszcz.
W jednej chwili, niewielki na początku opad, zamienia sie w tropikalną ulewę. Zdążamy jeszcze wskoczyć do pojazdu, ale dalsza podróż odbywała sie w ślimaczym tempie a jedziemy w ważne przecież miejsce bo do restauracji na lunch. Jedziemy i jedziemy, padać nie przestaje – już chyba na tym etapie łapiemy opóźnienie (wycieczka ma trwać od 7:30 do 19:30). Jakimś cudem, gdy dojeżdżamy pod restauracje, chwilowo przestaje podać i prawie susi dobieramy sie do bufetu. Biesiadujemy godzinę. W tym czasie na zewnątrz to pada to leje.
Emma mimo deszczu musi kontynuować program. Do autobusu już dobiegamy mokrzy. Jedziemy kilkanaście minut do Trang An. Dojeżdżamy – dalej pada. Ja rozmawiam z Emmą co w takim przypadku, bo cała atrakcja pobytu w tym miejscu to dwugodzinna przejażdżka odkrytymi łodziami wiosłowym. Ona, że deszcz to nie jest żadna przeszkoda bo na łódeczkach są parasole. Może sie uda. Na wszelki wypadek dziewczyny kupują płaszcze przeciwdeszczowe,które w wydaniu wietnamskim są kompletem kurtka plus spodnie.
Jak wspomniałem, to miejsce jest wpisane na listę światowego dziedzictwa a składa się z krasowych wzniesień stożkowych oraz sieci zamkniętych zagłębień połączonych skomplikowanym systemem dróg wodnych, z których niektóre są żeglowne małymi łodziami. A tak prościej – to mieszanka wysokich gór pokrytych lasem deszczowym, z dużymi wewnętrznymi basenami i wąskimi przejściami jaskiniowymi, w których płynąca woda, tworzy niezwykle piękny i spokojny krajobraz.
Miejsce z którego zaczynamy rejs jest bardzo ładnie przygotowane dla turystów. Z parkingu dochodzimy tam przejściem podziemnym – pierwsze jakie widzimy w Wietnamie. Potem podział do łódeczek. Emma mówiła, że 3-4 osoby wchodzą do jednej, to spoko zmieścimy sie wszyscy. Nic z tego. Pani, która wpuszcza i przydziela osoby na poszczególne łódki, zważyła nas wzrokiem i rozdzieliła do dwóch. Dziewczyny idą do jednej plus jeszcze jedna osoba i my do drugiej tez plus jeszcze jedna osoba. My weszliśmy i czekamy na tą trzecią, ale kobieta która będzie wiosłować coś tam mówi do obsługi i w sumie płyniemy we dwójkę – taki upgrade dostajemy.
Parasole są i nawet na początku ich używamy, ale po 15 minutach przestaje padać. W ciągu tech dwóch godzin na wodzie padało jeszcze przelotnie kilka razy, wiec przydały się. Jest to miejsce przepiękne i totalnie zielone. Płyniemy powoli, podziwiamy te góry i inne formacje skalne, kilkakrotnie przepływamy przez jaskinie z których najdłuższa miała 350m. Zatrzymaliśmy sie także na kilka chwil na wyspie, gdzie były jakieś świątynie.Zdjęcia tego nie oddadzą ale w mojej ocenie jest tu ładniej niż na zatoce Ha Long. Te górki podobne, ale ta zieleń, cisza i bliskość natury nas urzekła.
Koszt takiej 2h przejażdżki to 300tysi dongów czyli ok. 60 PLN jak podejrzałem, bo my wszystkie bilety mamy w cenie wycieczki. Aha, są jeszcze dłuższe trasy, nawet chyba 6h.
Pozostało jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia czyli Tam Coc. Jest to niedaleko oddalone od Trang An, wzgórze z pagodą i rzeźbą smoka na górze do których wiedzie 500 stromych schodów. Wyzwanie podejmuje Asia i Zuzia. Aga pozostaje na dole, aby pochodzić po polu lotosów, ja chcę sfotografować te górę z powietrza.
I gdy już znalazłem sobie ustronne miejsce do startu dronem, zaczął padać znowu deszcz. Z latania nici. Nasze bohaterki bez problemów wspięły się na górę choć podkreślały, że gorzej było schodzić, bo ten deszcz i mokre schody które sa bardzo wąskie były niebezpieczne. Poniższe zdjęcia ich autorstwa. Do smoka ze względu na opad droga zamknięta.
Gdy Emma zebrała wszystkich znowu razem i wsiedliśmy do autobusu było już po 18tej i zapadał zmrok. Ruszamy do Hanoi. Pół autobusu zaraz śpi, bo wycieczka była forsowna. Ja piesze ten tekst i kończę go na przedmieściach stolicy (tej obecnej) Wietnamu. Do hotelu wchodzimy o 20:45.
To była wasza najlepsza wycieczka w Wietnamie, super krajobrazy, góry, woda i zieleń. Góry wysokie, woda czysta. Na Północy jest ten Wietnam jednak ciekawszy. Można tam było pływać czy są tam raczej jakieś krokodyle? Pozdro. Ostatni komentarz nie przeszedł…
Też tak uważam, że to najciekawsza wycieczka była. Przyroda tam bardzo urzekająca i ta cisza gdy płyniesz między skałami. Krokodyli tam nie ma ale jest park taki chyba narodowy i nie poplywasz (przynajmniej w tym miejscu gdzie byliśmy )