🇮🇹 Italia 2020 – Dzień 9 – Triest 🛳🥂⛱🍔

Witamy z Triestu. Przenieśliśmy się trochę na wschód Włoch, żeby nie powiedzieć, na sam koniec Włoch. W sumie jest to jakieś 170-180km od Chioggi i powinnismy jechać jakieś 2h, ale nam podróż zajęła 8h i zrobiliśmy dużo więcej km. Wyruszyliśmy po zdaniu kluczy od naszego domku o godzinie 9tej. Mieliśmy po drodze dwa przystanki.

Pierwszy po przejechaniu ok. 90km na północ w miasteczku Bassano del Grappa. Co tu ciekawego? W samej nazwie miejscowości już występuje odpowiedz. To tu produkuje się najsłynniejsza grappę a my chcemy odwiedzić jedną z najstarszych destylarni – Nardini. Mamy słoneczna pogodę. Jest niedziela to i mały ruch na drodze. Jedziemy jakieś 80 minut i parkujemy na cudem znalezionym miejscu niedaleko starego mostu nad Brentą. Strasznie dużo samochodów tu dziś i jak się później dowiedzieliśmy, w miasteczku i okolicach jest dzisiaj jakaś impreza rowerowa. Starym mostkiem, który niestety jest w remoncie, dochodzimy na starówkę i zaraz odnajdujemy główny cel naszej wizyty – destylarnie Nardini, która została założona w 1779 roku. Degustacja (ci co mogą, bo ja kierowca), zakup kilku buteleczek i idziemy dalej pozwiedzać. No ale trafiamy do następnej starej destylarni, gdzie też jest muzeum i degustacja i sklep ….. i następne kilka buteleczek i następne …. Przechadzając się urokliwymi uliczkami miasteczka napotykamy kilkanaście destylarni. Właśnie z tego regionu destylaty produkowane specjalna metoda mogą tylko się nazywać się – grappa. Wracamy do samochodu, kupując po drodze kilka kawałków pizzy, którą zjadamy po drodze na murku jak większość turystów tutaj 🥂🍕😃

Jedziemy dalej, kierując się już na wschód. Mamy do pokonania ok. 40km do miejscowości Valdobbiadene. Tam tez atrakcje dla podniebienia – to kraina Prosecco. Im bliżej Valdobbiadene tym bardziej przybliżamy się do gór. Przejeżdżamy te miejscowość aby po krótkiej drodze już po górach dotrzeć do winnicy Col Vetoraz. Parkujemy jak to miejscowi robią „w winogronach” i idziemy ich do osterii. Osteria to taki rodzaj nazwę to „gastronomii” gdzie serwuje się wino i bardzo proste jedzeni. Czasami jest ktoś kto sprzedaje, czasami nie ma i trzeba się samemu obsłużyć tzn. policzyć ile co kosztuje bo ceny są wystawione, zostawić pieniądze i wsiąść swoje produkty. Dochodzimy do osterii, która jest gdzieś w polu winogron i jest przerobiona z obórki chyba bo w jednej części kozy mieszkają. Sporo klientów jednak i bardzo powoli posuwa się kolejka a jak przystało na Włochy, wszyscy w maseczkach pomimo ponad 30C. Nie ma czym oddychać dosłownie i rezygnujemy. Idziemy już prosto do winiarni, gdzie degustujemy zimniutkie prosecco i tradycyjnie, kupujemy kilka butelek 🥂🥂🥂

Teraz już prosto, dalej na wschód do Triestu. Dojeżdżamy na 17:00. To już koniec Włoch i jak wskazują przewodniki – jest to najbardziej nie włoskie miasto z pośród wszystkich włoskich miast. Zabudową nie przypomina właśnie bardzo włoskich miast. Są tu pomieszane style architektoniczne i widać historyczne wpływy Austrio-Węgier. Miasto na przestrzeni wieków przechodziło z rąk do rąk bo ma bardzo strategiczne położenie. Było tu Bizancium, byli Wenecianie, Austrio-Węgry. Na krótko zdobyte przez Tito po II wojnie światowej nie weszło jednak w skład Jugosławii ale zostało przejęte przez wojska brytyjska-amerykańskie, które powołały w 1946 roku Wolne Terytorium Triestu. Składało się z dwóch stref. Strefę A gdzie był Triest została z biegiem lat włączona do Włoch a strefę B, która znajdowała się na południe – do Jugosławii. Pogmatwana historia tego regionu.

Po checkingu w hotelu, którego budynek jest piękny idziemy „na miasto”. Spacerujemy po nabrzeżu – podziwiamy Piazza Unità d’Italia, molo, Grandę Canale. Na jednym z mostków nad kanałem jest rzeźba irlandzkiego pisarza Jamesa Joysea, który tu w Triescie napisał słynnego Ulissesa.

Zaraz potem, mijamy stary, rzymski amfiteatr, oryginalny tunel i idziemy na kolacje do restauracji Rustiko. Nie planujemy dziś włoskiej kuchni. Odmiana – dziś kuchnia bałkańska bo Rustiko to serbska restauracja. Dla odmiany zamawiamy dziś pleskavice, cevapvivi, szopskie sałatki i serbskie piwo o nazwie Nektar. To był bardzo dobry wybór, taka mała odmiana kulinarna.

Jutro dalszy dzień zwiedzania Triestu i nowe miejsce we Włoszech gdzie przejedziemy. Skąd jutro wpis? Sprawdźcie 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.