🇿🇦 RPA 2020 – Dzień 10 – Przylądek Dobrej Nadziei ⛰
Niedziela. Śpimy sobie do 8:00. Szybkie śniadanko i jedziemy do pobliskiego kościoła na mszę. Nie mamy daleko bo w niewielkim Hout Bay są dwa kościoły katolickie a my wybieramy ten bliższy. Oddalony o ok. 1km. Wiernych może ze 100, obrządek podobny do tego w Polsce. Inny zdecydowanie śpiew. Tu organista gra rytmicznie a kilkuosobowy chór śpiewa bardzo żywo. Podczas pieśni wszyscy kołyszą się rytmicznie w ławkach 😃😃😃
Wracamy na chwile do domu aby po 15 minutach kierować się już w stronę Przylądka Dobrej Nadziei. Pogoda jest słoneczna a my liczymy, że dziś nie będzie takich tłumów jak wczoraj. Godzina też jest wcześniejsza. Mamy do niego ok 50 km a droga potrwa jakąś godzinę. Gdy dojeżdżamy do bramy wjazdowej widzimy tylko kilka aut. To dobry znak. Nie ma takiego natłoku zwiedzających jak wczoraj. Wjeżdżamy sprawnie po uiszczeniu opłaty 320 ZAR od osoby (zdzierstwo). Mamy do pokonania jeszcze prawie 14 kilometrów do samego końca cypla, gdzie znajduje się słynny Przylądek Dobrej Nadziei. Wpierw jedziemy na tzw. punk przylądkowy (Cape Point). To najdalej na południe wysunięta cześć całego cypla przylądkowego. Szybko znajdujemy miejsce parkingowe. O dziwo nie ma małp, które przy naszych poprzednich wizytach były natarczywe.
Idziemy na punkt widokowy przy latarni. Mamy do pokonania jakieś 0,5 km ścieżką i schodami pod górę. Trasa jest malownicza. Po prawej stronie widzimy już sam Przylądek Dobrej Nadziei, który oddalony jest może o 1km. Dochodzimy po 15 minutach choć jest tez możliwość wyjechania niewielką kolejka. Koszt przejażdżki to 80 ZAR tam i z powrotem. Widoki z tego prawie „końca Afryki” są przecudowne.
Schodzimy wolno i jedziemy na osławiony Przylądek. Można tez do niego dojść z parkingu punktu przylądkowego. Jak informuje tablica, średniej trudności trasa zabiera 1,5h. My meldujemy się tam po 10 minutach jazdy. Także nie ma wiele osób i czekając tylko kilka minut, robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Ocean tutaj jest bardzo widowiskowy. Ogromne fale rozbijają się o skałę Przylądka. To tylko ukazuje jego siłę i uzmysławia jakie trudności musieli pokonywać pierwsi żeglarze opływając ten skrawek ziemi w drodze do Indii.
Po trzech godzinach pobytu na Przylądku jedziemy w stronę domu. Po drodze stajemy kilka razy aby zrobić zdjęcia majestatycznego oceanu, który dziś wyglada pięknie a fale sięgają kilku metrów.
Dojeżdżamy do miejscowości Kommetjie. Zatrzymujemy się tam na chwile i idziemy na piękna plaże. Na niej sporo serferów, którzy wykorzystują wysokie fale do jazdy na nich. Wszyscy oczywiście poubierane w pianki bo woda tuta ma tylko ok. 14C. Spacerujemy i podziwiamy piękne widoki.
Do domu wracamy jeszcze „przez sklep”. Tu otwarte w niedziele do 18:00. Robimy najpotrzebniejsze zakupy do wieczornego posiłku i jutrzejszego śniadania. Dziś mamy afrykańską, wołowa kiełbasę z grila a Filip przygotował coś specjalnego. Steki typy Tomohawk. Uczta trwała długo a wszystkie potrawy smakowały wyśmienicie 😄😄😄
Piękna surowa przyroda!