🇿🇦 RPA 2020 – Dzień 8 – Przerwa techniczna
No dziś to pospaliśmy 😀 Leniwie schodzimy z łóżek koło dziewiątej. Słoneczko już wysoko i przestało wiać. Zapowiada się piękny dzień. Rafał wstał trochę wcześniej i zaczął przygotowywać śniadanie. Zaraz wszyscy bierzemy się do pomocy i chwila potem mamy już gotowy posiłek. Jest jednak mały problem. Małgosia sygnalizuje kłopoty żołądkowe. Już od nocy boli ją żołądek i jest osłabiona. Temu towarzyszą także inne, chrakterystyczne dla zatrucia żołądkowego objawy. Decydujemy, że poczekamy trochę z wycieczką na Górę Stołową, którą zaplanowaliśmy na dziś, aby się jej poprawiło. Mamy kilka medykamentów na takie historie. Gosia łyka tabletki a my zarządzamy dzień techniczny w takim przypadku.
Na pierwszy ogień – pranie. Uzbierało się trochę brudów przez te 8 dni to pralka idzie w ruch. Mamy automat na wyposażeniu domu to nie ma z tym żadnego problemu. Ja z Rafałem i Filipem wykorzystujemy ten czas na zdobycie świeżej ryby na wieczornego grila. Jedziemy do portu, gdzie odnajdujemy niewielki budynek z tablicą informującą, że tu sprzedają ryby. Dziwnie bo jest ogrodzony i wartowany przez ochroniarzy. Wpuszczają nas jednak i każą iść na piętro do działu sprzedaży. Tam bardzo miły pan informuje, że tu to możemy kupić ale TIRa ryb a nie jedną sztukę 😄😂😄 (a pytałem się wcześniej ochroniarza na dole czy sprzedają na sztuki – przytaknął ). Jedziemy do oddalonego o 300m budynku z kompleksem restauracji i barów rybnych. Tam na tyłach ma być sklep rybny, według informacji jaką otrzymujemy. No i jest. Bywaliśmy tu wczęściej na poprzednich wyjazdach, ale nigdy nie zauważyliśmy tego sklepu. Kupujemy rybę o nazwie yellow tail (tuńczykowata) oraz krewetki. Obsługa zaraz ją nam czyści i filetuję. Rybka jest spora – ma 2,5kg i płacimy po 125 ZAR za kg. Oprócz ryb są też lobstery. Mnie rozbawiła tabliczka umieszczona nad zbiornikiem z tymi skorupiakami ” Nie bawić się z lobsterami” 😂😂😂😂
W drodze powrotnej pierwszy kontakt z zimnym oceanem. Rafał w chodzi po kolana do wody. Raczej szybko wychodzi bo woda jak mówi może ma z 10 stopni Celsjusza. Czyli nic się w tej kwestii nie zmieniło po zachodniej stronie przylądka (po wschodniej woda jest ciepła). Wracamy do domu. Sytuacja zdrowotna Gosi się nie poprawia zbytnio i zaraz po lunchu przygotowanym przez Zuzię i Asie (makaron z krewetkami i pomidorkami) jedziemy do pobliskiego ośrodka zdrowia. Tam bardzo miły lekarz bada Gosię i diagnozuje, że to takie zatrucie wirusowe i że to nic poważnego. Zapisuje leki i mówi, że nawet diety nie trzeba trzymać (co bardzo ucieszyło Małgosię 😂😂). Wykupujemy przepisane lekarstwa w pobliskiej aptece. Koszt porady lekarskiej to 600 ZAR.
Niestety jest już zbyt późno aby jechać na Górę Stołową. Podjeżdżamy na oddalony o kilka kilometrów punktu z którego mamy wspaniały widok na cała zatokę Hout Bay.
Potem jedziemy na sąsiednią plażę o nazwie Llandudno. Do niej zjeżdża się wąskimi dróżkami po stromym, zabudowanym willami brzegu. Miejsc parkingowych jest wytyczonych bardzo mało, a te istniejące są zajęte. Mimo kilkunastominutowych poszukiwań, nie udaje się nic znaleść i z trudem wyjeżdżamy z powrotem. Pisze „z trudem” bo nasz samochód nie jest mały i manewrowanie po zatłoczonych i wąskich uliczkach jest rzeczywiście ryzykowne. Pozostaje punkt widokowy przy wjeździe do Llandudno 😀
Wracamy do naszego domu. Gosia czuje się już dużo lepiej co nas bardzo cieszy 😄😄😄 Na wieczornego grila przygotowujemy pieczone ziemniaczki, zielona sałatę i oczywiście naszą rybkę. Filip jako miłośnik steków, serwuje T-bony ❤️🥩😀 na koniec. Wszystko smakowało doskonale w akompaniamencie dobrego, południowoafrykańskiego winka i innych, także wyśmienitych trunków 🍾🥂🥃🍻
Jutro Góra Stołowa 😀
Bardzo ładne widoki!
Czy woda w tym miejscu cały rok utrzymuje taka niską temperaturę?
Tak, tu jest jakiś bardzo zimny prąd który zawsze powoduje że woda po zachodniej części przylądka jest taka zimna. Po wschodniej części jest już lepiej i można się kapać.