🇿🇦 RPA 2020 – Dzień 12 – Przylądek Igielny (Agulhas)
Znowu wstajemy trochę wcześniej niż powinno się w stawać podczas wakacji. O 8:00 już jesteśmy w naszym Witku (Mercedes Vito😁) i ruszamy w długą podróż. Jedziemy ponad 200km na południowy wschód do najniżej położonego miejsca Afryki. Najniżej w sensie położenia geograficznego nie wysokości nad poziomem morza 😃. To najbardziej wysunięte miejsce Afryki na południe to Przylądek Igielny. Jest to też granica, gdzie łączą się dwa oceany – Atlantycki i Indyjski. Początkowa trasa przebiega przez zurbanizowane dzielnice Kapsztadu i inne miejscowości na północy zatoki False Bay. Potem wjeżdżamy w góry. Na pierwszym przystanku (przełęcz Sir Lowrego) widzimy piękna panoramę na cała zatokę oraz na okoliczne miejscowości. Jest to także znane miejsce do startów paralotniarzy. Jest ich kilkunastu tutaj, przygotowujących się do lotów.
Potem to już tylko ogromne połacie uprawnych pól i pastwisk na których pasą się baranki i bydło. Zdarzaj się także lasy. Co raz to wjeżdżamy na jakaś górę aby potem zjechać do następnej dolinki. Droga jednopasmowy ale szeroka. Ruch znikomy. Jedzie się szybko. Na kilkanaście kilometrów przed przylądkiem wypłaszcza się już całkowicie. Zauważamy, że w niewielu miasteczkach jakie mijamy, miej jest napisów po angielsku a więcej po afrykanersku. Na stacji benzynowej też lokalnie posługują się tym oficjalnym w RPA językiem. Jest bardzo podobny do holenderskiego bo przecież Holendrzy przybyli tu w połowie XVII wieku jako pierwsi kolonizatorzy. Nie ma także wysokich ogrodzeń domostw. Niektóre domy w ogóle nie sa ogrodzone. O ogrodzeniach pod prądem jakie są w Johannesburgu chyba nikt tu nie słyszał😀
Po ponad 3h podróży dojeżdżamy na sam punkt przylądkowy. Wygląda zgoła inaczej porównując go do Przylądka Dobrej Nadziei. Jest płasko a z morza wystają takie ciekawe formacje skalne przypominające igły (stad nazwa przylądka). Oprócz nas jest tu może kilkanaście osób. To miejsce jest oddalone od głównych szlaków turystycznych RPA i autobusowe wycieczki tu nie dojeżdżają. Jest super, tylko wiatr strasznie wieje. Przed samym punktem przylądkowym jest zbudowana w połowie dziewiętnastego wieku latarnia.
Próbuje trochę polatać dronem bo nie widzę tu żadnych zakazów ( we wszystkich dotychczas odwiedzonych miejscach były takie restrykcje ). Po wielu próbach skalibrowana kompasu w dronie udaje się wystartować. Niestety, bardzo silny wiatr nie pozwala na wiele. System nie zezwala wznieść wyżej niż 40m, ciągłe informacje, że trzeba lądować bo wiatr za silny. Latam może z 5 minut ale chwilami bez kontroli nad dronem. Na szczęście udaje się wylądować 😃
Cofamy się kilka kilometrów do miasteczka Struisbaai. Mamy tam piękną, piaszczystą plażę a że jest to już Ocean Indyjski to woda ciepła. Nie można zmarnować takiej okazji na kąpiel w oceanie. Plaża szeroka bo właśnie jest odpływ i kompletnie pusta. Woda ciepła. Plażujemy godzinkę.
Jemy późny lunch w plażowej tawernie. Świeżo smażone rybki i kalmary oraz sałatki smakują wyśmienicie.
Długa podróż powrotna. Jesteśmy w domu koło 20:00. Nikt już nie ma siły to odpuszczamy sobie wieczornego grila i idziemy spać. 😄😴
Szkoda że nie udało się zrobić więcej zdjęć z drona bo to co wyszło wygląda obłędnie.
Tak wiało, że czapki z głów leciały. Cudem wylądowałem na lądzie