Tajlandia 🇹🇭 i 🇰🇭 Kambodża 2019 – Dzień 2 – Aklimatyzacja w basenie ☀️☀️☀️
Można by rzec – „ależ to była noc ….”. Super wygodne łóżko, mięciutka, czyściutka i pachnąca pościel, cisza i komfortowa temperatura w pokoju 🙂 Po długiej podróży i nocy przekimanej na lotniczym fotelu i twardej, lotniskowej ławce, naprawdę trzeba było to docenić.
Ja obudziłem się jak świtało. Wstałem i zobaczyłem panoramę z balkonu. No widoczek ładniutki.
Dziewczyny jeszcze dospały godzinkę czy dwie. Dziś dzień spędzamy stacjonarnie. Zuzia obiecała, że będzie pierwsza na basenie i słowa dotrzymała. Na śniadanie poszła już w stroju kąpielowym pod sukienką i zaraz po posiłku ogarnęła leżaki i wskoczyła do basenu. Wyprzedziła wszystkie chińskie dzieciaki których jest w hotelu sporo ( maja w Chinach przerwę noworoczną – nowy rok chiński był chyba 2 lutego ). Żar leje się z nieba od samego rana. Termometr o 11:00 wskazuje +35°C, chłodniutka więc woda w basenie to prawdziwe zbawienie 🙂
[sphere 9864]
I tak spędzamy czas do 14:00. A potem:
„Tato …. głodna jestem” – mówi Zuzia
„Co byś chciała zjeść” – zapytuję więc ( tak jakbym nie wiedział co odpowie 🙂
„Pierogi” – odpowiada
I mogłaby tu paść odpowiedz z moich ust – „A skąd ja ci tu wezmę pierogi”, ale mijałbym się z prawdą. Pierogów to tu jest sporo w okolicy. I nie są to jakieś chińskie dim sumy ale najprawdziwsze nasze pierogi. No może nie nasze tylko odmiana rosyjska czyli piermieni czy też warjeniki. Skąd ? Ano mamy tu i na sąsiedniej plaży Patong istną rosyjskojęzyczną enklawę. Spora grupa naszych sąsiadów ze wschodu spędza tu wakacje co roku. Jak zwykle są dobrze zorganizowani – mają swoje sklepy, biura podróży, restauracje i bary. My jednak wolimy lokalną, tajska kuchnie i idziemy jakieś 300m do polecanej restauracji o nazwie „The Pad Thai Shop” (lokalizacja)
Zachodzimy – no cóż, do restauracji w naszym rozumieniu to tej jadłodajni sporo brakuje ale …… wszystkie stoliki zajęte. Miks białych turystów i lokalnych klientów przy stolikach wskazuje, że jedzenie powinno być dobre. Pani zza lady informuje nas, że jest tylko 6 dań dostępnych z menu dziś tj. zupa, 3 rodzaje pad thai, jakaś wołowina i kurczak z ryżem. Zwalnia się jeden stolik. Czekamy 25 minut bo wszystko jest gotowane na bieżąco a klientów sporo. Było warto czekać. Zamówione pad taje, kurczaki i zupa były wyyborrnee. To jest to co lubimy w kuchni tajskiej – proste, aromatyczne potrawy, przygotowane na świeżo na twoich oczach. Obok, przed „restauracją”, jest stragan z świeżo wyciskanymi sokami (były to owoce miksowane z lodem raczej). Super orzeźwiające w tym klimacie. Zamawiamy mango, marakuję, ananas a Zuzia lemon oczywiście 🙂 Każde danie po 50THB a soki po 30THB ( 6zł i 3,6zł ). Super smacznie i super tanio 🙂 Na koniec lody 🙂
Ale się objedliśmy :-). Wracamy do hotelu. Ale po drodze mamy masaże. A że dziewczyn nogi wymagają masażu, zostają na chwilę. Panowie i panie zajmują się nimi ( a raczej ich stopami pół godzinki ) 🙂
Odpoczywamy do 19tej w pokoju hotelowym (jest naprawdę gorąco) i jedziemy na sąsiednią plażę o nazwie Kata Beach. Spotykamy się tam z Dorotą i Darkiem. Dorotę poznałem kilka dni wcześniej na forum Tajlandia FAQ przy jednej konwersacji w temacie właśnie Phuket. Przylecieli (z przygodami) trochę wcześniej i jesteśmy w kontakcie. Chcemy kupić bilety na jednodniową wycieczkę na wyspy Symilany i jechać tam razem. Jedziemy lokalnym tuk-tukiem. Nie są one takie jak w Bangkoku. Tutaj to rozświetlone i rozbrzmiewające muzyką mini busiki w których jedzie się na specjalnie przygotowanym tyle samochodu. Jazda takim cudem to sporo zabawy 🙂 i niezapomniane wrażenia 🙂
Mamy jeszcze chwilkę do spotkania to mały spacerek nadmorską promenadą, która zamienia się wieczorem w ciąg straganów z jedzeniem i pamiątkami.
Wycieczkę na Similany kupujemy w dobrej cenie 2200THB na poniedziałek. Trochę wcześnie wyjazd bo o 5:00 rano, ale to kawałek jest do przejechania samochodem a potem speedboatem. Idziemy razem w poszukiwaniu restauracji z tajska kuchnią. Mijamy sporo rybnych i w końcu jest – zielone curry i tom yum roli głównej.
Jeszcze powrót do naszego hotelu równie rozświetlonym i hałaśliwym tuk-tukiem i do łóżek. Słońce zmęczyło nas dziś równie mocno jak wcześniejsza podróż.
Do zobaczenia jutro o zwykłej porze 🙂
Tuk-tuk jest po prostu wyjechany! A od patrzenia na Wasze green curry mam wir gloda! Mniam!!!!
No wypaśne one tutaj są istna dyskoteka na kółkach
Wow! Wasza relacja super , podobnie jak nasze wspólne jedzonko
Dziękujemy Dorotko,
Mamy nadzieję, że już załapaliście „azjatyckiego” bakcyla podróżniczego i będziemy mieli się jeszcze okazję gdzieś tam przy dobrej zupie tom you spotkać 🙂 Pozdrawiamy !!!