Bali i Hong Kong 2018 – Dzień 4 – Potrzęsło nami trochę 🇮🇩😱🌋
Jak pewno słyszeliście, potrzęsło nami. W nocy z 19 na 20 wystąpił silny wstrząs na północy sąsiedniej wyspy Lombok i był odczuwalny również u nas. Wstrząs miał 6,9 w dziesięciostopniowej skali Richtera i miał epicentrum bardzo płytko (tylko 10km pod powierzchnią ziemi). Pierwszy, najsilniejszy wstrząs był zaraz przed 23:00. Właśnie zasypialiśmy po powrocie z kolacji, gdy nagle nasz drewniany domek zaczął skrzypiec i trząść się. Nie tam znowu jakoś strasznie (nic z półek nie pozlatywało) no ale odczucie było. Trwało to może 10 sekund. Zaraz zerwaliśmy się na równe nogi i wybiegliśmy przed domek. Tak zrobili wszyscy nasi sąsiedzi także. Chłopak z recepcji biegł przez środek ośrodka i krzyczał „everybody outside !!! Z basenu wylało się trochę wody. Lustro wody falowało jeszcze długo potem. My za namową obsługi zostaliśmy na zewnątrz jeszcze jakąś godzinę może trochę dłużej. Wróciliśmy do łóżek ale wielkiego spania już nie było. Wstrząsy wtórne na Lomboku miały miejsce jeszcze do rana ale nie były one już odczuwalne u nas w Ubud. Nasze pierwsze trzęsienie ziemi – czuliśmy się może nie bardzo przerażeni ale na pewno nieswojo 🙁
Po tych kilku godzinach udawanego snu wstajemy o 6:30. Zbieramy się na pierwszą z planowanych wycieczek. Kierowca ma być po nas o 8:00 więc wcześniej jemy śniadanko aby się wyrobić. Jedziemy na wycieczkę, którą zaplanowałem wcześniej i nazwałem „Okolice Ubud”. Potrwa do popołudnia a pierwszym naszym przystankiem po 25 minutach jazdy na północ jest wytwórnia kawy luwak – Atlas Arrum Agro. To gospodarstwo niby agroturystyczne, gdzie produkują kawę typu luwak. Jest to specyficzna kawa bo powstaje z ziaren, które przeszły przez układ pokarmowy pewnego zwierzęcia, które po polsku nazywa się cyweta. Te zwierzątka wielkości może nutrii i przypominające je wyglądem, zajadają się standardowymi ziarnami kawy, trawią tylko wierzchnią cześć otoczki ziarna i wydalają. W tym procesie kawa nabiera nowego, szlachetniejszego smaku (tak opisuje nam to pani, która cały proces produkcji nam objaśnia). Nabiera ona (ta kawa 🙂 znaczy się ) nowej, wymiernej wartości także. Kilogram w Europie kosztuje podobno do 1000€ ponieważ produkcja jest ograniczona do 500kg rocznie. My próbujemy na gratisie napary różnych mieszanek herbat i kawę luwak oczywiście ale już za 50 000 IRD za filiżankę. Nie wiem czym się ludzie kierują w wydawaniu takich pieniędzy w Europie za ten napój ale o gustach się nie dyskutuje :). Dla mnie była super kwaśna i bez aromatu. Herbatki za to były smaczne ale dosłodzone :).
Po degustacji wybraliśmy się na super duże huśtawki, które tu także mają. Takie „huśnięcie” nad głębokim wąwozem tez ma swoją cenę (150-200 tyś. IRD), ale dziewczyny oraz Kuba decydują się – przednia zabawa !!!
Kierowca na nas czeka i zaraz potem jedziemy na słynne tarasy ryżowe Tegallalang. Są to małe poletka ryżowe ułożone jeden nad drugim. Niestety na większości z nich ryż dopiero został posadzony i nie było tej soczystej zieleni jak na wczorajszych polach ryżowych w Ubud ale robiły wrażenie także. Ścieżki do wędrówki po nich prowadziły to w górę to w dół i wraz z palącym, porannym słońcem jak i właściwą wilgotnością spowodowały, że po 1/2 godzinie takiego trekingu byliśmy cali mokrzy 🙂 Była sposobność do latania dronem to wrzucam także kilka fotek z powietrza.
Do następnej atrakcji jedziemy ok. 30 minut i jest to Pura Tirta Empul. Znana hinduistyczna świątynia z basenami w centralnym miejscu i ze świętymi dla wyznawców źródłami. Woda z tych źródeł zasila właśnie te baseny, gdzie wierni poprzez kąpiel i obmywania się doznają wewnętrznego oczyszczenia. Że to „święte” miejsce to musimy przywdziać sarungi (takie chusty zakrywające nogi). Zwiedzamy ale się nie kąpiemy – my niegodni 🙂
Niedaleko parkingu przy tym kompleksie świątyń i basenów jest polecany warung – Gula Bali. Dochodzimy 300m aby znowu zajadać się lokalnymi specjałami. Teraz do gry wchodzą jednak w większości dania rybne. Wszystko smakowało wyśmienicie !
Jedziemy dalej do świątyni Pura Gunung Kawi. Gunung Kawi położona jest w dolince. Do pokonania jest prawie 300 schodów w dół (potem w górę 🙁 ) ale warto. Sarung oczywiście obowiązkowy. Świątynia jest wykuta w skale i jest bardzo stara. Trwają przygotowania do jakiegoś religijnego święta – kobiety robią dekoracje, mężczyźni przyglądają się czy robią to dobrze 🙂
Te schody do góry dały nam w kość. Jesteśmy bardzo zmęczeni i rezygnujemy na dziś z ostatniej atrakcji jaką miał być Sangeh Monkey Forest. Jedziemy do naszych domków – małpki musza poczekać może do jutra 🙂 Odpoczywamy do 19:00 i idziemy na kolacje. Jutro wycieczka daleko na północ wyspy.
Z tym dronem nad polami ryżowymi w przypadku RTH to raczej kiepsko bo lądowanie prawie na pewno mokre. Widoki piękne, klimaty niecodzienne. Ciekawie. Napisałbym że jestem ciekawy jakie to uczucie to trzęsienie ziemi ale nie wiem czy to dobrze być tego ciekawym.
Skoro RTH jest do miejscu startu a startuje z „suchego” to dlaczego miałby ładować w tym przypadku gdzieś indziej ?
Patrząc na zdjęcia z drona łatwo można dostrzec tylko wąskie paski stałego lądu pomiędzy poletkami ryżu. Ze względu na możliwy błąd lokalizacji lądowania w trybie RTH nawet do kilku metrów, wywnioskowałem że skoro tej ziemi tam jak na lekarstwo to dość prawdopodobna jest opcja wodowania, nieprawdaż? Żeby była jasność – nie życzę – raczej obawiam się ;-). Widoki przepiękne!
Pół metra tolerancji w geolokalizacji zapisanego punktu domowego – tak, moge się zgodzić i takie mam tez doświadczenia. Kilka metrów to raczej nie. Zawsze też można przerwać lądowanie w trybie RTH i posadzić ptaszka ręcznie 🙂 problemem zaś jaki tu mam w przypadku mojego Aira są jakieś interferencje o których kontroler ostrzega ciagle. Normalnie to taka sytuacja ma miejsce gdy latam w okolicy sieci SN lub WN. Tu takich słupów nie ma, skąd zatem te ciagle komunikaty? Nie wiem? Pozdrawiam.
Prawdopodobnie będzie to błąd aplikacji. Chyba że mają gdzieś nadajniki GSM po drzewach pochowane 🙂
Latam Mavic Pro, i rzeczywiście na otwartym terenie nie pojawiają się takie komunikaty, w mieście tylko w pobliżu właśnie nadajników GSM czy innych potencjalnych źródeł fal elektromagnetycznych. Trzeba jeszcze dokładnie popróbować kiedy to się dzieje. Pozdrawiam.
Wczoraj na płazy w Legian to samo. Trafnie zauważyłeś – nadajniki GSM „przystrojone” aby wyglądały jak drzewa. 🙂 Pozdrawiam
A ja po tych schodach sie z naszym przewodnikiem Normanem do gory scigalem, kto pierwszy na Parkingu. I wygralem.
Bożę, a my ledwo tam wyszliśmy z przerwami na odpoczynki 🙂 Masz kondycję 🙂