Bali i Hong Kong 2018 – Dzień 3 – Milionerzy z Ubud 😂🇮🇩🏦💰💵😂
Pierwszy poranek w Indonezji 🙂 Po stosunkowo długim śnie (jakieś 7h) wstajemy i ogarniamy się oraz idziemy na śniadanie. W nocy padał deszcz ale już o 9:30, kiedy jemy, słońce pali a wilgotność powietrza sprawia, że koszulki szybko kleją się do ciała. A śniadanko mamy przy basenie 🙂 Proste dania – omlety, smażony z warzywami ryż czy makaron w tym samym stylu, kawka – soki przyrządzane na miejscu ze świeżych owoców. W ogóle to dopiero rano widać na jak zielonym terenie mieści się nasz hotel. Saka Village Ubud to jedynie kilka (chyba ok. 12 domków) otoczonych bujną i soczystą zielenią. Zresztą zobaczcie sami.
I za przyjemność mieszkania w takich super warunkach płacimy tylko 99PLN za domek ze śniadaniami dziennie! Jest super !
Idziemy „na Ubud” ale wcześniej załatwiamy w recepcji taksówkę na jutro na cały dzień bo jest program fakultatywny przygotowany i trzeba go realizować 🙂
Do centrum mamy 20 minut spacerkiem. Po 500 metrach zachodzimy do pewnego muzeum sztuki ale nie będziemy go zwiedzać. W jego ogrodach mieszkają papugi i dzioborożec. Zabawy było co nie miara a ptaki chętnie pozowały do zdjęć 🙂
Ruszamy dalej. Trzeba ogarnąć lokalna walutę której jeszcze nie mamy (wczoraj taxi płaciliśmy w USD). W Indonezji płaci się indonezyjskim rupiami (skrót IDR) a wszystko kosztuje tysiące lub miliony tychże pieniążków. Nic dziwnego, że w kantorze za 500€ dostaliśmy 8 150 000 IDR. Największy banknot to 100 000 IDR wiec było to 81 stówek. W sumie do portfela się nie zmieściło 🙂
Dochodzimy do centrum Ubud którym jest Ubud Palace. Wieczorem odbywają się tu pokazy taneczne, za dnia można wchodzić za darmo. W najbliższej okolicy znajduje się też kilka świątyń wyznania hinduistycznego (odmiana balijska) to też zwiedzamy.
Idziemy na pobliski targ gdzie już możemy swobodnie upłynniać górę pieniędzy. Magnesy, ciuszki, pamiątki, owoce i inne różne tam rzeczy stają się naszą własnością 🙂 Wybór jest ogromny a o wszystko trzeba się targować (cena wywoławcza przez pół lub jeszcze niżej).
Głodniejemy. Niedaleko pałacu mamy polecany Warung Makan Bu Rus. Warungi w Indonezji to takie namiastki restauracji gdzie można zjeść lokalną kuchnie. To najpopularniejsze miejsca jedzeniowe :). Zamawiamy nasi goreng ayam (ryż smażony z warzywami i kurczakiem), mie goreng (makaron smażony również z warzywami) i inne lokalne dania. W lokalnych kuchniach zawsze jest dużo do odkrywania 🙂 Niektórzy z nas poczuli już moc indonezyjskich sambali chili (raczej bardzo ostre sosy). Ratunkiem było lokalne piwko 🙂
Idziemy dalej i wypatrujemy niewielką strzałkę która kieruje na pobliskie tarasy ryżowe. Nic o nich nie czytałem wcześniej to warto sprawdzić. Po 200m spaceru ścieżką wychodzimy poza zabudowania i naszym oczom ukazują się pola ryżowe 🙂 w Ubud. Chodzimy, podziwiamy – ja latam dronem i robię kilka zdjęć z powietrza. Naprawdę piękne widoki.
Jeszcze jakaś jedna świątynia „po drodze” i dochodzimy do naszych domków. Jest 16:30. Szybki prysznic i hop do basenu 🙂 Ale nie bawimy w wodzie długo bo na 18tą i 19tą zamówione jest balijskie spa, czyli masaże. Idą Asia, Małgorzata, Aga i Zuzia. Podobało im się. Kompletny masaż całego ciała i olejki dały odprężenie po całym dniu zwiedzania.
Jest już ciemno gdy idziemy na wieczorny posiłek do lokalnego warungu. Dania z ryżem i makaronem smakowały lecz nie były już tak dobre jak w polecanym warungu w którym byliśmy na lunchu.
No piekne zdjecia i piekne swiatynie.
Ja pamietam tylko z Ubud, ze bylo tam w zeszlym tysiacleciu strasznie Dekadentnie i jeszcze pusciutko no drogach.
Jak to mówią bracia zza Olzy – to se ne wratiiiii 🙂