USA 2018 – Dzień 6 – jeśli dziś jest środa 31-go to jesteśmy w Belize 🇧🇿🚢😀
W nocy nieźle kołysało 🙂 W jednym momencie to nawet jakby łóżko podskoczyło. Ale to tak jednorazowo, pózniej to już raczej kołysało do snu :-)Dziś dopływamy do Belize a właściwie do Belize City. To niewielkie państwo położone jest pomiędzy Meksykiem i Gwatemalą a Belize City to miasto portowe.
Takie to portowe miasto, że nie ma miejsca na wycieczkowce i stajemy na kotwicy dobre kilka kilometrów od niego 🙂 O 8:00 zabierają nas motorowe łódeczki jak to było podobnie na Kajmanach i po kilkunastominutowym rejsie lądujemy w porcie 🙂 Pogoda taka sobie na razie, pochmurno, ciepło i na szczęście nie pada. Dziś plan bardzo napięty. Mamy zarezerwowaną wcześniej przez internet wycieczkę na ruiny miasta Majów – Lamanai. Nie jest to blisko ale wszystko zaaranżowane. Po wyjściu z portu zauważamy nasz transport a właściwie kierowcę Richarda, który trzyma wysoko tabliczkę z napisem ZUREK. Tu nie mogą mowy o pomyłce to on nas zabierze do miejscowości Carmelita Village, gdzie przejmie nas firma turystyczna Lamanai Eco Tours. To jest jakieś 80km i trasa zabierze jakąś godzinę. Jedziemy na północ wyjeżdżając z Belize City i mijając małe wioski. Jakość drogi jest fatalna, dziura na dziurze. Na szczęście, im dalej na północ tym pogoda ładniejsza – zaczyna pojawić sie słońce 🙂 W sumie jedziemy 1h20.
W niewielkiej przystani gdzie operuje Lamanai Eco Tours wsiadamy do małej motorowej łódki i wodną drogę przepłyniemy następne 40km. Tu już zaczyna sie program właściwy wycieczki, ponieważ ta część nazywa sie River Safari. Rzeka nazywa się „New River” a nasz przewodnik i kapitan zarazem Rico 🙂 Łódka jest dość szybka, chwilami płyniemy ok. 40 km/h. Ale są odcinki gdzie Rico wypatruje na brzegach to żółwie to krokodyla to znowu nietoperze i ciekawe ptaki. Wtedy zwalnia lub zatrzymuje się aby je zobaczyć bo to przecież River Safari 🙂 Na mnie niesamowite wrażenie robi sama rzeka. Raz wąska, raz szersza, kręta, porośnięta z obu stron lasem deszczowym i wodnymi gęstwinami. Od razu przypomniał mi się „Czas Apokalipsy” i sceny kiedy kapitan Benjamin Willard ze swoimi ludźmi płynie w górę rzeki Mekong. Tu wygląda to bardzo podobnie, naprawdę !
Po godzinie dopływamy do ruin miasta Lamanai. Jak objaśnia Rico, zostało zbudowane ok 1500 lat przed naszą erą i tak przetrwało do czasów konkwisty. Majowie nie chcieli podporządkować sie nowemu porządkowi i walczyli z Hiszpanami. Pózniej nastało panowanie Korony i nacisk na zwiększanie upraw trzciny cukrowej. Potomkowie Majów już byli zajęci innymi rzeczami i przyzwyczaili się do rzeczywistości . Same ruiny zostały odkryte kilkadziesiąt lat temu a kilkanaście lat temu zaczęto je restaurować i przygotowywać do zwiedzania. Mamy tu kilka piramid i innych budowli. Zwiedzanie trwa ok. 40 minut a potem mamy lunch, który Rico przywiózł dla nas 🙂 Jak to na wycieczkach i lunchach plenerowych – ryż, kurczak, sałatka i arbuz na deser. Po kilku godzinach wycieczki smakuje wyśmienicie. Czas jednak goni i musimy szybko wracać z powrotem.
Ta sama trasa ale już bez postojów i chyba trochę szybciej. Dopływamy na czas do Lamanai Eco Tours. Tu przejmuje nas Richard i szybciutko w drogę powrotną do Belize City. Wracamy jeszcze trochę dłużej bo zaczyna się popołudniowy, większy ruch na drogach. Richard próbuje objeżdżać korki ale w sumie nie wiele to pomaga i do portu dojeżdżamy prawie w ostatniej chwili tzn o 15:40.
To wystarczy bo ostatni stateczek na nasz wycieczkowiec odpływa o 16:15. Na spóźnialskich statek nie czeka – po prostu odpływa 🙂 Reasumując, wycieczka która wraz z transferem Richarda kosztowała nas po 82$ na głowę okazała się naprawdę bardzo interesująca a cała jej organizacja przez Lamanai Eco Tours była na wysokim poziomie. Polecamy tego organizatora. Ta sama wycieczka kupowana na pokładzie statku kosztuje 120$.
My szczęśliwie dopływamy na statek i mamy 90 minut do kolacji to piszę ten wpis 🙂
Aga poszła na siłownię, Zuzia tradycyjnie po pizzę a Asia czyta książkę 🙂 Odpoczywamy 🙂 i żegnamy się do jutra – jutro będzie Meksyk !