USA 2018 – Dzień 12 – …. jak pech to pech czyli jak nas NASA wykolegowała 🇺🇸😡👎🚀
Wtorek 6-go lutego. Na dziś zaplanowana wycieczka do Kennedy Space Center na przylądku Canaveral. Nie jest daleko, jakieś 90km.
Ale wróćmy jeszcze na chwile do dnia wczorajszego. Całkiem przypadkiem Asia zauważa sprawdzając na stronie www KSC (Kennedy Space Center), że mogą być problemy z dostaniem sie do nich, ponieważ jest planowany start rakiety Muska – Falcon Heavy. Ja tą informację o starcie zauważyłem przedwczoraj w nocy. Myślimy co robić. Bilety można przez internet kupić, ale informacja na stronie mówi, że dostęp do KSC będzie ograniczony. Jeszcze w nocy kupujemy bilety. Raniutko wstajemy, jemy śniadanko i szybciutko w samochody i na wschód. Na mapach z informacja trafikową już widzimy, że dojazd na kilka kilometrów przed metą sie korkuje. Nic to – jazda !
Nie ujechaliśmy daleko. W połowie drogi łapiemy potężny korek w stronę Cape Canaveral i tracimy 30-40 minut. Był wypadek 🙁 To pierwszy z rzeczonych „pechów”.
Wjeżdżamy na długi most łączący ląd z wysuniętym przylądkiem. Po lewej stronie widzimy już potężne budynki stacji montażu rakiet i platformy wyrzutni. Widzimy także początek ogromnego korka, który zaczyna sie juz formować. Do KSC mamy jeszcze ok 7km. Samochody jakoś dziwnie zjeżdżają na prawy pas – co ciekawe wszystkie mają równie dziwne, różowe kartki za szybami.
OK, pewnie maja jakieś specjalne permity, może na jakiś bliższy parking myślimy i jedziemy sobie lewym do oporu. Oporem okazał sie być oficer, który kierowcy samochodu przed nami każe przez zielony pas zawracać. Nas jakoś dziwnie pominął to jedziemy dalej. Do KSC juz 1km. Udaje sie wbić w ten prawy pas dla porządku i jedziemy (raczej posuwamy sie żółwim tempem) do przodu. Widzimy juz KSC i jego infrastrukturę – dobrze jest !!!
I to by było na tyle. Za zakrętem, tuż przed parkingami, oficer porządkowy zatrzymuje nas i pyta czy mamy specjalne zaproszenie na dziś od KSC. My odpowiadamy, że mamy bilety na dziś do zwiedzania, On – że te bilety to możemy dziś najwyżej spożytkować w toalecie 🙂 bo dziś na nie nie wjedziemy. Muszą być specjalne bilety wraz ze specjalnymi zaproszeniami a na te co mamy możemy sobie przyjechać kiedyś indziej (ważne 120 dni). Zawracamy. Na kartce, która otrzymaliśmy od niego jest wskazane kilka miejsc w okolicy skąd możemy obserwować start rakiety. Wybieramy jeden ze wskazanych punktów oddalonych jakieś 15 km w lini prostej od wyrzutni. Jedziemy w tamtym kierunku a tam juz nie ma gdzie przysłowiowej szpilki wcisnąć. Wszyscy czekają na straty który ma nastąpić o 13:30. Czekamy i my.
Nawiązujemy kontakt z sąsiadami, którzy także czekają ma te wiekopomną chwile. Jest komunikat z NASA – okienko startowe zmniejszone od 15:10 do 16:30. Zbyt duży wiatr jest na wyższych wysokościach podają w komunikatach. Czekamy jeszcze do 13:45 i pasujemy. Ludzie którzy obserwowali obok nas też mówią, że teraz to 50/50 szans, że wystartuje. Pojawia sie tez informacja, że lot może zostać przełożony na jutro. My mamy jednak napiety grafik – rezygnujemy i wracamy do Orlando.
W pokoju hotelowym włączamy CNN i konsternacja – Falcon Heavy poleci i juz zaczęło sie odliczanie. Rakieta wystartowała o 15:45 a my obejrzeliśmy ten lot w telewizorze. Żal i to duży bo brakło kilkunastu minut aby dotarła do nas informacja o decyzji o starcie co powodowałoby zostanie i obserwacje. Cóż, może trochę na własne życzenie 🙂
Pózniej z zdjęcia z transmisji ze strony SpaceX
Aby trochę odreagować ten pechowy dzień jedziemy do pobliskiego Premium Outlets Center na zakupy. To nasz ostatni wspólny wieczór z Kasią, Pawłem i Karolem. My jutro rano do Disneya a oni spróbują zwiedzić KSC a potem lot do rodziny do New Jersey. To były bardzo udane 12 dni spędzone wspólnie. Powodzenia na następne dni w USA !!!
O niech to ale dales ….
A w radiu nie bylo komunikatow ?
Ale byscie mieli przezycie.
Znajomy ogladal tam start Chellengera, to jest dzwiek ponoc z piekla rodem.
Ta Muska byla tez strasznie mocna.
Ogladalem w TV.
W Th tez sa starty Rakiet. Co roku sa zabici i ranni bo schodza z trajektorii i wala w widownie albo spadaja na ludzi. Nie polecam.
No nie mieliśmy żadnego radia na podorędziu. Opieraliśmy się na przekazach tubulców, którzy też mowili, że z informacją jest słabo. No ale fakup straszny – nie wiem czy będzie jeszcze dana w życiu taka szansa …..