Bałkany 2016 – Dzień 12 – 1000km na północ

Poranek w Sarajewie przywitał nas ostrym słońcem. Po śniadaniu opuszczamy hotel i udajemy się do centrum na targ. Targ jest miejscem bardzo lubianym przez lokalną społeczność i składa się z kilku wydzielonych obszarów. Nas najbardziej interesuje ta cześć gdzie można kupić charakterystyczne dla tej tego kraju zimno-wędzone specjały mięsne i ekologiczne sery. Trafiamy bez problemów i kupujemy co potrzeba – wołowinkę i baraninkę godzinami wędzoną w max. 30C dymie. Wszystko zostaje próżniowo zapakowane. Sery także przednie – owcze, kozie, wędzone i z papryką. Na każdym stoisku próbujemy tych specjałów 🙂

Jak wiele miejsc w tym mieście, również to ma swoją ponurą, wojenną historię -> Bombardowanie targu Markale .

Po zakupach zaraz przed południem kierujemy się na północ BiH. Jedziemy w kierunku Węgier. Niestety kończy się nasza bałkańska przygoda. Czas wracać do domów :-(. Mamy do pokonania ponad 1000km.

Wyjeżdżając z Sarajewa mijamy jeszcze kompleks olimpijski, który służył podczas zimowej olimpiady w 1984 roku. Tu też ślady wojny sprzed lat – cześć sportowego obszaru zajmuje cmentarz. Miejsc pochówku ofiar tej bezsensownej wojny mijamy jeszcze kilka. Wszystko to bardzo przygnębiające.

Jest krótki kawałek autostrady na początku ale te kilkadziesiąt kilometrów to wszystko. Wpadamy w potok pędzących ku granicy z Chorwacją aut. Teren powoli zaczyna się wypłaszczać. Kolejny raz przejeżdżamy przez Republikę Serbii. Robi sie bardzo gorąco.

Wjeżdżamy do Unii Europejskiej – granica BiH na rzece Sawa bez problemów i kolejki. Dalej na północ ku granicy z Węgrami. Tu już regularna autostrada i płasko.

Granice pomiędzy Chorwacją i Węgrami przekraczamy w Udvarze. Mimo, że jest to wewnętrzna granica UE to zaskoczenie – kontrola paszportów i otwieranie bagażników w celu kontroli celnej. Bardziej jednak chyba szukają Węgrzy nielegalnych uchodźców bo tutaj także możemy zaobserwować zasieki z drutu kolczastego i płot znany i opisany we wcześniejszej relacji z przekraczania granicy Węgier i Serbii. Dodatkowo wieżyczki strażnicze !?

Smutne to wszystko. Wjeżdżamy i kierujemy się w stronę miasta Mochacz (Mohacs). Tuż przed miastem Rafał skręca w lewo i po kilometrze ukazuje się miejsce pamięci narodowej dla wszystkich Węgrów – mauzoleum bitwy pod Mochaczem. Starcie miedzy siłami Węgier a Turkami miało miejsce w 1526 roku i była to jedna z największych porażek zachodniego świata ze wschodnim imperium. Tu zginał także podczas bitwy król Węgier – Ludwik Jagiellończyk. O tej historii możecie przeczytać tutaj ->  Bitwa pod Mochaczem .

Jemy kolacje w mieście i szybciutko jedziemy w stronę Budapesztu. Tutaj rozdzielamy się – my jedziemy na zachód w kierunku Bratysławy , Rafał z rodziną na północ w kierunku Bańskiej Bystrzycy i dalej przejścia granicznego w Chyżnem.

Nadciągają burze. Na odcinku ok 100km do Trnavy mijamy chyba ze trzy. Potem już spokojnie – autostrada pusta to gonimy do Żyliny. Przez Czadcę, Zwardoń i Bielsko Białą docieramy po 14,5h do domu. Kawał drogi.

W sumie przejechaliśmy 3300km. Odwiedziliśmy kraje w których nigdy wcześniej nie byliśmy : Serbię, Macedonię, Albanię, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę. Mieliśmy wspaniały czas z rodziną i przyjaciółmi. Zwiedziliśmy wiele fajnych miejsc i odpoczęliśmy. To był bardzo udany wyjazd. Jak już wcześniej pisałem, do północnej części Czarnogóry, gdzie rzeka Pliva i Tara maja swoje kaniony z pewnością będę chciał wrócić – to magiczne miejsca, których coraz mniej na mapie Europy.

Teraz czas na filmy. Jest sporo materiału z ostaniach kilkunastu dni to możecie się spodziewać kilku kawałków – myślę, że do końca lipca się wyrobię. Sprawdzajcie bloga pod koniec tego miesiąca 🙂

Co dalej z naszymi wakacjami ? Gdzie jeszcze jedziemy? Spostrzegawczy już chyba zauważyli nowy tytuł na głównej stronie u góry na czarny tle 🙂 Więcej szczegółów już w poniedziałek rano 🙂

2 komentarze

  • Anonymus

    Przejazdzka byla fajna i nawet nie za daleko, tylko 3300km.
    Gorki ale cos tam plaskie i chyba strasznie sucho.
    Malo ale cos jezdzisz po gorach, przeleczach, serpentynach i takich tam bajerach.
    Autostrady i drogi szybkie to bym se darowal.
    Ja wale zawsze po przeleczach, serpetynach i drogach polnych i to tak po 6400km na wypad.
    Autostrady widze tylko w dole albo na gorze.
    Fajna byla Albanja…
    Pozdro

  • Anonymus

    A mieliscie giwery w autach?
    Bo w Albani to nowe X5 ciumaja na swiatlach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.