ZEA i RPA 2015 – Dzień 6 – good bye Dubai, welcome to Joburg

Jest środa, 4ty lutego. Dobiega koniec naszego pobytu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Czas na przenosiny do Południowej Afryki. Wstajemy o 5tej rano. Ponieważ restauracje śniadaniowe otwierają w Atlantisie o 7:00 to zamawiamy room service jako że musimy opuścić hotel wcześniej. Dostajemy wypasione śniadanko o 5:40 i zaraz po nim melduje swoje przybycie „nasz” biały lexus znany z wcześniejszego maila.

Chociaż kierowca mówił, że wyjazd z hotelu o 6:30 jest trochę za wcześnie jeśli nasz samolot startuje o 10:05 to jednak melduje się o czasie przed hotelem. Przemierzając Dubaj metrem czy też odkrytym autobusem zauważyliśmy, że autostrada która biegnie przez środek miasta lubi się korkować mimo iż ma 6 pasów w każdą stronę. Pomyślałem, że możemy trafić na poranny szczyt spowodowany dojazdami głównie fizycznych pracowników na ich budowy których jest tu mnóstwo. Na szczęście nie bardzo się korkowało i już kilkanaście minut po 7mej meldujemy się na terminalu nr 3. Check-in , kontrola paszportowa i bezpieczeństwa przebiegają bezproblemowo i szybko i jesteśmy już na hali odlotów. Co ciekawe, stanowiska check-in, kontrola paszportowa i bezpieczeństwa umieszczona jest pod ziemią. Nad tym obszarem są dwa pasy startowe. Dopiero po kontroli bezpieczeństwa jedziemy do góry schodami czy windą do właściwego budynku terminala. Terminal jest ogromny. Przez środek przebiega linia sklepów i drobnych punktów usługowych a po bokach znajdują się poczekalnie i bramki. Znajdujemy naszą bramkę – Zuzia zasypia na fotelach, dziewczyny idą na sklepy a ja mam czas aby zrobić kilka zdjęć wnętrza tego budynku.
Samolot już jest podpięty po rękawy, o 9:20 zaczyna się boarding. Tym razem podróżujemy fajną maszyną – B777-300ER. Mamy miejsca zaraz a biznes klasą po środku samolotu. Te stronę i tą cześć samolotu obsługuje bardzo sympatyczna stewardesa ze Słowacji. Po jakimś czasie podchodzą do nas stewardesy z klasy biznes – 2 Polki – Beata i Ania. Opowiadają nam o życiu na walizkach, jak trafiły do Emirates i jak to jest być stewardesą w tych liniach. W międzyczasie jemy posiłek ciepły – standard podobny do wcześniejszego lotu z Warszawy. Ponieważ lot trwa ponad 8 godzin, na dwie godziny przed lądowaniem dostajemy jeszcze kanapki.
Na lotnisku w Johannesburgu ( zwanym tu Joburg) czeka już na nas Ola. Jedziemy do Sandton (dzielnica w której mieszka) metrem które zostało wybudowane na mistrzostwa świata w piłce nożnej. Trzy przystanki i po 15 minutach jesteśmy na parkingu P+R w Sandton. Zaparkowanym tutaj samochodem jedziemy do domu gdzie mieszkają Ola i Łukasz (syn Oli – 11 lat). Jest to jeden z kilkunastu domów w odseparowanym osiedlu. Osiedle jak każde w Johannesburgu jest otoczone wysokim murem. Na murze druty pod napięciem a bramy wjazdowej pilnują ochroniarze. No tak tu jest. Mimo, że Sandton jest spokojną dzielnica to standardy bezpieczeństwa są takie same jak w innych miejscach tego miasta.
Na miejscu oficjalne powitanie i wystawna kolacja jagnięcymi kotlecikami (lamb chops), które zawsze nam tutaj smakują bardzo. Wieczór okraszamy kilkoma butelkami bardzo dobrego, afrykańskiego wina i raczej wcześnie kładziemy się spać bo dzień był wyjątkowo długi i wyczerpujący. 

Na koniec dnia jeszcze Aga wskakuje do basenu 🙂


2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.