USA 2014 – Podsumowanie
Podróż po USA upłynęła wyśmienicie. Nikt nas nie okradł, nie obrabował, nie grożono nam bronią palną, nie spowodowaliśmy wypadku samochodowego wypożyczonym samochodem ani nie zabrakło nam paliwa czy wody na środku pustyni.
Zdrowotnie też było OK, mimo iż w pierwszych dniach nasze żołądki nie chciały się szybko dostosować do „innej flory bakteryjnej :-). Żadne czarne scenariusze przed którymi ostrzegają przewodniki, nie sprawdziły się 🙂
Przejechaliśmy samochodem po USA 1996 mil co daje 3212 km. Nasza Toyota spisywała się bez zarzutów, klimatyzacja działała właściwie a ogromny bagażnik pomieściłby jeszcze więcej walizek i toreb niż na koniec wycieczki mieliśmy. Za pośrednictwem termometru w samochodzie odnotowaliśmy najniższą i najwyższą temperaturę w jakiej było nam dane przebywać – najwyższa to 113 stopni Fahrenheita co odpowiadało 45C ( Las Vegas i okolice ), najniższa to 58F czyli 14,5C (poranek w San Francisco).
Najmilej wspominamy chyba …. nie, nie tak. Najmniej przypadł nam do gustu pobyt w Los Angeles. Odwiedzilismy większość polecanych miejsc i właściwie tylko plaże w Santa Monica i Venice Beach to miejsca gdzie dobrze się czuliśmy. Jak to mówią – zaliczone 🙂 Zdecydowanie, cztery dni które tam spędziliśmy to za dużo. Można było to wszystko zobaczyć w ciagu 2-3 dni a pozostały czas przeznaczyć na np. krótką wizytę w Sedonie lub pobajerować się trochę na Lake Powell będąc w Page. Czyli największe rozczarowanie już mamy 🙂
Największy podziw – ogrom kanionu rzeki Kolorado. Stojąc na krawędzi tego zachwycającego dzieła natury, po raz kolejny zdajemy sobie sprawę jaki człowiek jest mały.
Największe zaskoczenie – kanion Antelope w Page. Niesamowita formacja skalna i bajeczna gra kolorów. Nasze zdjęcia i inne zamieszczone w internecie nie oddają piękna tej unikalnej „szczeliny” w ziemi.
Największy niedosyt – Las Vegas, nie ze względu że to kiczowate miasto. Wręcz przeciwnie – nam się to pomieszanie stylów, komercji i tego kiczu nawet podobało – ma swój niepowtarzalny, można rzec nawet, urok. Niedosyt związany jest z faktem, że nie udało nam się zobaczyć żadnego show i uczestniczyć w kolorowym, nocnym życiu. Następnym razem zarezerwujemy nocną opiekę dla dzieci :-))))
Największe przeżycie – lot helikopterem nad kanionem i lądowanie na jego dnie. Po pierwsze to był nasz pierwszy lot taki statkiem powietrznym, po drugie – bycie tam na dnie tej wielkiej dziury to niesamowita sprawa.
Najwieksza przyjemność ( dla Asi i Agi ) – zakupy tekstylne i obuwnicze markowych produktów w cenach nieosiągalnych w Polsce 🙂
Najwieksza przyjemność ( dał Zuzi ) – zakupy maskotek i fotografowanie się z różnymi postaciami w LV i Hollywood 🙂
Najwieksza przyjemność ( dla Piotra ) – butelka zimnej Corony po trasie 🙂 ( i ……. oczywiście fakt płacenia za powyższe :-)))
Największe „oto Ameryka” – miasteczko Page w Arizonie. Liczba mieszkańców 7 tysięcy , liczba kościołów różnych wyznań tylko przy głównej drodze – 16
I tak można by wymieniać najlepszy hotel w którym byliśmy, najgorszy. Najlepsza restauracja w której jedliśmy czy najgorszy bar ale myślę, że najlepszym podsumowaniem naszej wyprawy jest fak, że spędziliśmy razem wspaniałe 17 dni. Ten czas był bardzo udany – zobaczyliśmy wiele, przeżyliśmy dużo. Aga podszlifowała amerykański akcent :-), Zuzia popracowała nad nowymi pozami do zdjeć 🙂 Asia odnalzała sie ponownie jako doskonały organizator 🙂 a ja , no cóż – starałem się aby dowozić moje dziewczyny z miejsca na miejsce, nie marudzić i dbać o płynność finansową 🙂
Biuro podróży „Żurki Travel” zmowu stanęło na wysokości zadania i oczekiwań :-))) Zobaczymy co przygotuje dla nas na Zimę 2015 :-)))
Od jakiegoś czasu mam wrażenie że nas śledzicie na tropie wakacyjnym (Meksyk, Majorka, USA) więc gdybyście zechcieli utrzymać trend to….FILIPINY! A jak jest na Filipinach zaczniemy informować od 27 lipca.
mirka