USA 2014 – Dzień 9 – Los Angeles, Long Beach i Santa Monica
Rano postanowiliśmy nie iść na śniadanie na statku ale zjeść je gdzieś później. Mały komentarz do Queen Mary – jeżeli kogoś lubi klimaty art deco to jest to miejsce dla niego, jeżeli ktoś fotografuje to także jest to miejsce dla niego. Jeżeli miałbym tu mieszkać dłużej niż jedna noc to chyba nie – mimo, że statek jest ciagle konserwowany to widać ząb czasu ( zwłaszcza w pokojach / kajutach ). Na sesje zdjęciową można sobie wybrać self-guided tour lub z przewodnikiem ( to tip dla Mirki i Tomasza jeśli by planowali ).
Było po 9tej gdy opuscilismy statek i pojechaliśmy na plażę w Long Beach. Pogoda zaskoczyla nas porannym chłodem ( było coś koło 70F czyli około 21C) i troche zamglonym powietrzem. Plaża sama w sobie przeciętna, troche infrastruktury dla dzieci, uprawiajacych biegi, fitness i mięśniaków. Nie za szeroka, czysta. W otoczeniu dość wysokie biurowce, apartamentowce i hotele , a w tle portowe dźwigi. Specjalnego wrażenia na nas Long Beach nie zrobiło i po kilku chwilach wyruszyliśmy dalej.
Ze względu na fakt, ze nasz hotel zaczynał check-in o 15.00 a i pogoda nie pozwalała na plażowanie na plaży w Santa Monica, udaliśmy się do naprędce wyszukanej atrakcji turystycznej w okolicy czyli latarni morskiej w San Pedro ( kilka kilometrów od Long Beach). Nie specjalnego, ponad stuletni drewniany budynek w parku na klifie. Na nieopodal położonym wzniesieniu zauważyliśmy budynek z chińsko-podobnym dachem, wiec podeszliśmy. Okazało sie ze jest to „pomnik przyjaźni koreańsko-amerykańskiej”. Budowla została wzniesiona w 1981 roku dla uświetnienia pierwszej po wojnie obu krajów, wizyty koreańskiego prezydenta. Jest to dzwon pokoju jak wyczytaliśmy na tablicach.
W międzyczasie, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, chmury sie rozpierzchły i w pełni pokazało sie słoneczko wiec nie czekając ani chwili dłużej wyruszyliśmy do Santa Monica ( ok. 40 km ). Tu kilka linijek o poruszaniu sie samochodem po Los Angeles. Mirka miała racje, ze jeszcze zatęsknie za jazdą na tempomacie i jednostajnym ruchem na autostradach pomiędzy aglomeracjami 🙂 Jazda po LA nie należy do najłatwiejszych. Pomimo, ze wszystkie główne drogi to drogi ekspresowe, które mają po 5 pasów w jedna stronę i więcej, to są one kompletnie zatłoczone. Jeździ sie tu szybciej i bardziej ” po warszawsku ” – kto szybszy i większy ten lepszy :-). Bez dokładnego systemu GPS lepiej sie nie wybierać w miasto bo zjazdy, rozjazdy i skrzyzowania są tak skomplikowane ( niektóre, zauważyłem mają po cztery poziomy w góre ),że łatwo o pomyłkę i wylądowanie w całkiem innym miejscu niż planowano. Ciekawym wynalazkiem z którego nagminnie korzystamy na drogach jest tzw. Carpool’s Line, czyli wyłączony, zewnętrzny lewy pas dla samochodów w których podróżują dwie i więcej osoby. Jedzie sie tym pasem szybciej ponieważ nie ma zbyt wielu samochodów ( w danej chwili ) z więcej niż jedna osoba wewnątrz ! Taka amerykańska kultura -> jeden samochód = 1 człowiek :-).
Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do Santa Monica w okolice głównego mola ( zwanego tu pirsem ) . Po drodze sfotografowaliśmy budujący sie dom jednorodzinny ( tak, aby porównać technologie i uswiadomic sobie dlaczego w USA tornada potrafią zniszczyć całe miasta ) a także dzieło lokalnych przeciwników Monsanto 🙂
Plaża w Santa Monica jest przepiękna. Tak szerokiej jeszcze nigdzie nie widziałem (ma chyba z 400m). Czsta z piaskiem przypominającym ten bałtycki ( podobny kolor i grubość ). Wiele punktów z ratownikami znanymi ze Słonecznego Patrolu hitu lat 80tych chyba. Dziewczyny zabrały sie za walkę z falami ( Aga miała początkowo opory 🙂
Po dwóch godzinach plażowania podeszliśmy na molo, gdzie zaliczyliśmy przejażdżkę na tym diabelskie kole i obowiązkowo – lody 🙂
Panorama plaży Long Beach z wysokości kilkudziesięciu metrów prezentuje sie bardzo okazale.
W drodze do hotelu w którym teraz śpimy, wstąpiliśmy do meksykańskich delikatesów i to był strzał w 10 ;)). W sklepie bardzo duży wybór owoców, jogurty naturalne – ( bez cukru , to tu duży rarytas !!!) i nawet niezłe pieczywo tzn. takie jak u w Auchanie 🙂 (teraz macie punkt odniesienia jakiej jakości normalnie pieczywo jest), i inne „jadalne” artykuły spożywcze.
Jutro kierunek Hollywood !!!
Zuzia przy delfinku- you rock little lady!!!
Zgadzam się że tak szerokiej plaży jak w Santa Monica nie widziałam już nigdzie; i ci ratownicy z Baywatch:-):-):-)!
Ciekawa jestem jak Wam się spodoba plastikowe kiczowate Hollywood? Zwróćcie uwagę że mają tam jeden marny kościół który w filmach z powodzeniem robi za Katedre Notre Dame jak i Westminster Abby. Koniecznie zafundujcie sobie przejażdżkę po Beverly Hills bo domki tam mają ładne i kolekcje porsche lub innych martinów na podwórkach się trafiają. I jak już pisałam, koniecznie zobaczcie Venice Beach żeby przy oglądaniu jakiegokolwiek amerykańskiego filmu kręconego na plaży móc powiedzieć: Venice Beach! Byłam!
mirka