USA 2014 – Dzień 17 – Oakland i powrót do Polski
Dzień ostatni. Wszystko co dobre kiedyś sie kończy. Nie inaczej jest także w przypadku naszej podróży – zwijamy sie do domu 🙂 W hotelu check-out do 12.00, ale nie czekaliśmy do tej godziny. Mimo, że samolot do Frankfurtu mieliśmy o 15.05 to o 10-tej już siedzieliśmy w samochodzie. Postanowiliśmy, ze przejedziemy jeszcze mostem Bay Bridge (wcześniej nim nie jechaliśmy) i chociaż z autostrady obejrzymy miasto po drugiej stronie zatoki czyli Oakland. Most przez zatokę jest bardzo długi i składa się z dwóch części które łącza się po środku na wyspie ( Treasure Island ). Pierwsza cześć mostu od strony SF jest dwupoziomowa , potem krótki tunel właśnie w tej małej wysepce i druga cześć, nowa, szeroka konstrukcja która zastąpiła stary, wysłużony most metalowy (obecnie sukcesywnie rozmontowywany).
Oakland to tak odrazu widać, ze to duże miasto portowe. Jak w SF nie było żadnych nabrzeży towarowych to tutaj jest ich od liku. Ciągną sie kilometrami od mostu w kierunku południowym. Ogromne żurawie portowe wskazują, że zawijają tu naprawdę duże jednostki towarowe.
Ponieważ nudnie by było wracać tym samym mostem, jedziemy dalej na południe przez Oakland i później już przez mniejsze miejscowości nadbrzeżne aby przyprawić się na drugą stronę zatoki ( tam gdzie lotnisko ) mostem San Mateo Bridge.
Ten most jest sporo dłuższy. W końcowej części konstrukcja wznosi sie na odpowiednią wysokość aby statki kogły płynąć jeszcze niżej na południowa cześć zatoki. Przejazd płatny 5$.
Na lotnisko docieramy ok. 12.00. Specjalnie wcześniej, bo go nie znamy a i samochód należy oddać w innym miejscu niż terminal. Mimo iż lotnisko i dojazdy wydawały mi sie wcześniej na skomplikowane to jak po sznurku docieramy do terminala międzynarodowego, gdzie zostają dziewczyny z bagazami a jadę do punktu zwrotu samochodów. Jest to miejsce oddalone o ok. 3 km, połączone z terminalami lotniska elektryczną kolejką. Zwrot samochodu ogranicza sie do odnalezienia właściwego piętra wielopoziomowego garażu, przywitania sie z osoba odbierająca która zapytuję sie czy mieliśmy fajny czas i czy jesteśmy zadowoleni z samochodu. Po czym , bierze kluczyki i życzy szczęśliwego powrotu do domu – prościej już nie można 🙂
Samolot do FRA mamy planowo. Ogromny A380-800 Lufthansy robi wrażenie.
W środku wydaje sie ze jest więcej miejsca na nogi niż w B747 którym lecielismy do USA. Komfort podróży jest nieporównywalne do tamtego lotu głównie za sprawą przestrzeni, lepszej obsługi i naprawdę fajnego systemu rozrywki osobistej. Ośmiocalowe monitorki umilały nam podróż a można na nich oglądać filmy, rysować, wybierać i słuchać muzyki, kontrolować gdzie jest samolot i ile do końca. Wreszcie na końcu lotu sprawdzić jak wyglada status naszego dalszego połączenia.
Planowo docieramy do Frankfurtu i po godzinnym oczekiwaniu lecimy dalej do Katowic. Szczęśliwi lecz wymęczeni docieramy do domu gdzie babcia Krysia i dziadek Waldek przygotowali dla nas potrawy polskiej, domowej kuchni (schabowszczaki i zasmażana :-). Jakaż to odmiana po trzech tygodniach obcowania z innymi smakami. Tylko spać sie chce dalej bo wg naszego rytmu dobowego to docierając do domu o 15.00 jesteśmy o poranku „kalifornijskim”, czyli o 6.00 rano a ja spałem tylko 1h 🙂
Jutro krótkie podsumowanie naszej wyprawy czyli co się udało, co nie. Co z perspektywy czasu można było zrobić inaczej, na co straciliśmy czas i na co tego czasu zabrakło.
P.S. Paweł miałeś racje – 3.39 AM 🙂
Wasz najlepszy pobyt w USA z najlepsza pogoda.
No Falcon Heavy by zmienil notowania ale trudno.
Ten pierwszy raz jest zawsze najlepszy.
I nawet Lusthansa leca nazot.