USA 2014 – Dzień 14 – San Francisco
Rano przywitało na słońce za oknem, ale dzień jak dla nas okazał się chłodny (po upałach w Nevadzie i Arizonie ). Trzeba było powyciągać ciepłe bluzy .
Mieszkamy przy słynnej ulicy Lombard i na piechtę poszliśmy podziwiać jej uroki ze słynnymi zakrętami na czele. Wiedzieliśmy, że to miasto położone jest na wzgórzach ale nie aż tak stromych;))! Można było dostać zadyszki po przejściu kilkuset metrów.
Po ulicznej wspinaczce ujżeliśmy „marzenie ” każdego kierowcy – na odcinku ok 100m przy ostrym spadzie jest kilkanaście zakrętów tworzących zygzak. Wszystko w pięknej ogrodowej scenerii.
Kolejną atrakcją wpisaną w nasz dzisiejszy program dnia był przejazd zabytkowym tramwajem Cable Car, w którym napędem jest lina umieszczona pomiędzy szynami pojazdu. Po około 30 min oczekiwaniu, nasz wagonik został przez 3 silnych mężczyzn przepchnięty na właściwy tor. Przez ponad sto lat nie dokonano żadnych zmian w konstrukcji (hamulce są ciernie – drewniane !!! ). Jazda tym tramwajem dostarcza wielu wrażeń bo można siedzieć w otwartej części bez żadnych zabezpieczeń. Można też stać tak jak to widać na filmach, bo oczywiście trasa prowadzi góra – dół, góra – dół.
Tak przejechaliśmy na Union Square , plac w centrum miasta z ekskluzywnymi sklepami , hotelami i restauracjami.
Stąd już bardzo blisko do Chinatown. Rozczarowani taką dzielnicą w LA z mieszanymi uczuciami przechadzaliśmy się po jej początku ( same sklepy i restauracje nastawione pod turystów ), dopóki nie weszliśmy w jedną z bocznych uliczek. Tam dopiero zobaczyliśmy te „małe Chiny” . Sklepy pełne suszonych ryb, krewetek, larw? ;)). Owoce i warzywa znane nam z programów telewizyjnych o Chinach czy Tajlandii (albo i nieznane). Małe restauracje (jadłodajnie) ukryte przed wzrokiem turystów. Barwnie, egzotyczne i głośno.
Lekko zmęczeni , przejechaliśmy już zwykłym trolejbusem do Fishermann Wharfs , gdzie w restauracjach podają lokalny przysmak czyli kraby. Nas chwilowo one nie zainteresowały – byliśmy po pysznej zupie Pho w chińskiej dzielnicy.
Piękna pogoda, spokojna zatoka to wymarzony czas na przejażdżkę stateczkiem po zatoce San Francisco. Niestety most Golden Gate chował sie przed nami w chmurze 🙁
Po zwrocie pod mostem płynęliśmy w stronę drugiego mostu Bay Brige, przepływając obok więzienia Alcatraz .
Od strony morza miasto wygląda imponująco, tłumem wieżowców w Downtown.
Po zakończonym rejsie przeszliśmy na Pirs 39, nabrzeże na którym znajduje sie wiele restauracji i sklepów.
Co niektórzy bardzo zgłodnieli 🙂
To niestety nie jest nasz żurek ;), ale równie pyszna zupa – clam chowder na bazie wywaru z ryb i krabów.
Zuzia nazywa ją „barszczykiem”. Po tak obfitym posiłku nie pozostawało nic innego jak przejechać sie na karuzeli;)). Zuzia żadnej karuzeli nie przepuści 🙂
Ponieważ mieliśmy zakupione 1-dniowe bilety na wszystkie środki komunikacji, do hotelu wróciliśmy autobusem.
Co jutro ? Tak do końca nie wiemy. Jest plan aby pojechać do parku z ogromnymi i bardzo leciwymi drzewami. Może Golden Gate odsłoni sie w pełni okazałości. Chcemy sie także spotkać z Piotr kolegą ze STEGO USA, który jest w San Francisco z racji targów. Zobaczymy jaka będzie pogoda, która będzie determinowała dalsze kroki.
Jak już dotrzecie na Gold Gate to koniecznie wybierzcie się na górę znajdująca się po tej stronie mostu bez Alcatraz. Ona chyba się nazywa Marine Headlands- stamtąd jest piękny widok na Golden Gate. To właśnie tam dostałam od Tomasza TEN pierścionek z brylantem:-).
San Francisco to jedyny powód do zabrania kurtki w podroż na West Coast. Tam pogoda zmienia się jak w Polsce w górach więc nie zrażajcie na nią przy planowaniu dnia.
mirka
Ten China Town ma jednak sporo różnica do prawdziwych Chin, ale te kraby wyglądają znajomo
Tak, mamy już namierzone to miejsce 🙂
Paweł, ale drą się na ulicach i w sklepach strasznie – tu chyba większej różnicy nie ma 🙂
Jest roznica i to ogromna- ci w San Fran nie charkaja i nie pluja na ulicach! Jak ja zle wspominam podroz po Chinach, wrrrrr! Nie polecam!!!