USA 2014 – Dzień 12 – podróż do Monterey
Udało się wstać dość wcześnie i zaraz po lekkim śniadanku wyruszyliśmy na północny-zachód. Była 7.30 a przed nami ponad 500 km.
Pogoda słoneczna, ruch jeszcze z rana niewielki to z początku jechało sie dość szybko. Pierwszy przystanek zrobiliśmy po ponad godzinie w Santa Barbara. Początkowo chcieliśmy ominąć to 90cio tysięczne miasto obwodnicą ale wyjechaliśmy i byliśmy zachwyceni. To taki kalifornijski Sopot. Piękne deptaki nadmorskie, eleganckie domy, czuć to wysokiej klasy kurort.
Kolejnym przystankiem w naszej drodze była położona na zboczu góry miejscowość Morro Bay. Kolorowe domy, knajpki, sklepiki tworzą tu niezwykle barwną mozaikę, ale to nie jest główna atrakcja tego miasteczka. Celem wszystkich wycieczek jest potężna skała wyłaniające się z wody.
Jadąc wzdłóż wybrzeża Pacyfiku i podziwiając widoki, dotarliśmy za miejscowością San Simeone na plażę pełną lwów morskich.
Bardziej przyjazna od tych wielkich ssaków była wiewiórka, której zasmakowały krakersy- amerykańskie;)).
I odtąd nasza droga wiodła na przemian, góra – dół. Piękne widoki, skały wystające z wody i chmura – mgła, która w mgnieniu oka zasłaniała wszystko.
Trasa, niezwykle malownicza miała dla nas jeszcze jedną niespodziankę. Był to wodospad, który ze skały spływał na plażę ukrytą w małej zatoczce w parku stanowym Julia Pfeiffer Burns.
I tak ta niezwykle urozmaicona trasa , doprowadziła na do Monterey, miasta z pięknym portem jachtowym, nabrzeżem Fishermann Wharfs gdzie kolorowe restauracje przyciągają tłumy turysów.
Przyciągnęły i nas. Skuszeni zapachem i wyglądem potraw (same owoce morza) postanowiliśmy sprawdzić ich smak. Kolacja była wyśmienita . Dzieci zdziwione spoglądały na Piotra bo on jako jedyny dostał do głównego dania ….. śliniaczek ;)).
Zuzia najbardziej była zachwycona w momencie płacenia rachunku (w przeciwieństwie do Piotra;)) bo dostała od kelnera róże, a on nawet cukierka nie dostał;)).
Trasa, która wydawała się bardzo czasochłonna w rzeczywistości taka jest tylko na odcinku gdzie jest jednopasmowa czyli za Morro Bay ( na wklejonej mapie troszeczkę powyżej San Luis Obispo ). Tu jazda jest wolniejsza nawet nie przez ograniczenia prędkości i wyprzedzania ale przez fakt, że jest tak przepiękna iż można zatrzymywać sie co 5-10 minut i oglądać ciągle zmieniający sie krajobraz wybrzeża. Jest przepięknie i mogę zaryzykować stwierdzenie, ze jest to najpiękniejsza droga jak kiedykolwiek jechałem. Te wklejone kilka zdjęć nie oddaje nawet w 10% piękna tych miejsc. Na mapie odwiedzin zachodnich stanów USA – must see !!!
Aha, po drodze mogliśmy się przejrzeć w lustereczku 🙂
Jutro wizyta w oceanarium i przejazd jakieś 180km do San Francisco – luzik 🙂
Wow!!!! Wow!!! Wow!!!!
Juz za trzy tygodnie znow robimy West Coast i zapowiada sie ze zobacze cos nowego! Juz sie ciesze na podroz z San Francisco do San Diego po to wlasnie ta trasa pojedziemy i nie musicie nas juz dluzej przekonywac!!!!
Mirka
No teraz to Wam zazdroszcze!!!!
Mirka
Gorąco polecamy Morro Bay na dłuższy przystanek .
Juz kiedys tego Pana widzialem w sliniaczku :). A wino to chyba Kalifornijskie, co? Czyli Zuzia prowadzila samochod po kolacji z winem ….
Tomasz
Zaczym sie dobrze zabrałem za mój kieliszek to Asi kelner już dolewał i dolewał 🙂 Moja dawka wina pozwoliła na powrotne prowadzenie do hotelu 🙂