USA 2014 – Dzień 5 – Las Vegas, tama Hoovera i niespodzianka

Kolejny dzień w Las Vegas  zaczął się dla nas dość wcześnie. Zmiana czasu jeszcze daje nam znać, ale dzięki temu możemy podziwiać wschód słońca. 
 
I jako jedni z pierwszych meldujmy się na basenie, delektując się porannym chłodem (30stopni). Siedząc w wodzie wydawało się nam iż temperatura poza obrębem hotelowym jest taka sama jak w ogrodzie i wycieczka nad tamę Hoovera i jezioro Maed będzie samą przyjemnością. O jakaż była nasza pomyłka ;)).
Droga prowadziła nas przez mieszkalne przedmieścia i tereny już pustynne przy samej tamie. Góry nieporośniete roślinnością jeszcze bardziej potęgowały surowość krajobrazu. Sama tama to miliony kubików wylanego betonu rozgrzanego dziś do 50 może  60 stopni, który skutecznie uniemożliwiał dłuższe podziwianie tej konstrukcji zaliczanej do jednych z największych na świecie.

Ale to nie Hoover Dam było punktem nr 1 naszej wycieczki. Niczego nieświadome ( ja i dziewczynki) w drodze powrotnej do Las Vegas snułyśmy plany na dalszą część dnia, kiedy Piotr zatrzymał sie przy małym lotnisku dla helikopterów w Boulder City, mówiąc że ma dla nas niespodziankę – lot nad kanionem . Wow. Szok. Tego nie spodziewałyśmy sie :)).

Po dokonaniu niezbędnych formalności przychodzi kolej na nasz helikopter, który dzielimy z parą sympatycznych Czechów (6-osobowy). Byliśmy przekonani, że chociaż ten amerykański środek lotniczy wystartuje o czasie i bez awarii:)).
 
Niestety nie. Po zajęciu miejsc, po ok 10 minutach przy włączonych silnikach pilot stwierdził drobną awarię żaróweczki. Musieliśmy opuścić maszynę udać sie do hali odlotów i czekać na informacje co dalej. Tam miła pani poinformowała nas, ze bezpieczeństwo jest priorytetem i dała nam po voucherze na napoje i prosiła o cierpliwość 🙂
Nie zdążyliśmy jeszcze otworzyć butelek z wodą a już zapraszani nas z powrotem do helikoptera. Co było przyczyną awarii – nie problemy z czujnikiem ( jak we Frankfurcie), nie brak pilota (jak w Chicago) tylko …..,,, przed wejściem do helikoptera nie zrobiono nam……… pamiątkowego zdjęcia :))), którego i tak nie kupiliśmy. A tak ! Nareszcie w powietrzu mogliśmy podziwiać widoki . 

Tama Hoovera – dopiero z góry widać jaka jest ogromna.

Jezioro Maed

I Wielki Kanion. Ale to nie koniec niespodzianek bo po około 20 min lotu , lądujemy na dnie kanionu i mamy przerwę na lunch (był nawet szampan:)) i na zrobienie kilku zdjęć.

Widoki zapierały dech w piersiach :))  wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem.

Jedyne co nam nie pozwalało cieszyć się w pełni tą chwilą to morderczy upał . A jutro czeka nas pustynia i brak tak fajnych basenów w następnym hotelu bo już opuszczamy nasz wspaniały Hilton Grand Vacation Club.
Jutro kierunek wschodni – kilkaset mil do miejscowości Page w Arizonie. Po drodze odwiedzimy (a nawet będziemy jechać) legendarną drogą 66, Wielki Kanion ale trochę dalej na wschód ( south rim ) i przed samym Page – horseshoe bend ( malowniczą cześć rzeki Kolorado układająca sie w tym miejscu w kształt podkowy ). Liczę, ze w hotelu w Page będzie internet i podzielimy sie z Wami wrażeniami z kolejnego dnia.

 

 

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.