🇻🇳 Wietnam 2022 – Dzień 14 – Zatoka Ha Long
Dzisiaj startujemy z dwudniową wycieczką nad zatokę Ha Long, czyli nad zatokę Lądującego Smoka. To jedno z miejsc w Wietnamie, którego nie wolno sobie odpuścić. Organizację tego wyjazdu na zatokę zaczęliśmy już wcześniej, gdyż po Covidzie nie pływa jeszcze tyle statków i ilość miejsc jest ograniczona ilość. Nie jest to też tania impreza – taki dwudniowy rejsik to koszt ok. 200$ na osobę. Razem z Kim wybieramy ofertę Sena Cruise. Jest dostępność w tych dniach kiedy chcemy być na zatoce i transfer z i do Hanoi ona wynegocjowała już w cenie. Spakowani w dwie walizki, po śniadanku o 8.30 zwarci i gotowi czekamy przed hotelem na nasz transfer do miejscowości Ha Long – tam będzie czekał na nas stateczek. Nasz transfer to taki mały autobusik 14 miejscowy o podwyższonym standardzie. Spóźnia sie trochę ale w końcu przyjeżdża z półgodzinnym opóźnieniem. Kierownik imprezy witam nas ciepłymi słowami „ sori, sori for dilaj”. W autobusiku jest już 9 osób. Ruszamy. Podróż trwa ok 2,5h choć to tylko 150km. Dużo czasu zajmuje samo wyjechanie z Hanoi, później jest już szybciej.
Oczywiście pomimo opóźnienia, w połowie drogi jest przerwa na „siusiu” w takim MOPie, gdzie można sie posilić lub ugasić pragnienie także. Autostrada na wschód w stronę zatoki to nowoczesna 3-pasmowa droga. Do celu, jednej z wysp blisko miejscowości Ha Long, gdzie znajdują sie porty tych wycieczkowiczów przyjeżdżamy więc spóźnieni. Tu naszego statku nie ma jak sie okazuje ale po skompletowaniu całej grupy (może jest nas ze 20 osób), mniejszy stateczek zabiera nas na 1/2h transfer do właściwego już o nazwie Sena Cruise, który zakotwiczony jest trochę dalej już pomiędzy tymi charakterystycznymi dla zatoki Ha Long skałami-wyspami.
Podczas 30 minutowego rejsu mijamy inne, zakotwiczone bliżej wycieczkowce oraz promy. Trochę pada po drodze, ale gdy przepływamy już przestaje. Załoga wita nas entuzjastycznie Statek jest średniej wielkości, trzypokładowy z restauracją i barem oraz słonecznym tarasem. Nie ma natomiast żadnego wifi co spowoduje, że będzie opóźnienie w publikacji. Zaraz po przybyciu czeka na nas lunch. Sałatki, makarony, kurczak, oraz krewetki i małże oraz owoce. Jest nawet ulubiona sałatka Asi z meduzami.
W tym czasie stewardzi roznoszą bagaże do kajut. My mamy dwie, dwuosobowe na pierwszym pokładzie. Pokoje są przestronne, z balkonami oraz doskonałym widokiem na otaczającą nas zatokę.
Po lunchu mamy czas od 15:45 bo na te godzinę zaplanowana jest wycieczka do jaskiń. Idziemy trochę pozwiedzać statek, który już od lunchu płynie pośród skał i wysepek. Podziwiamy piękno tej zatoki.
Czasami jacyś tubylcy z lądu podpływają do nas i próbują coś sprzedać.
W odpowiedniej chwili obsługa informuje nas przez głośniki, że kto chętny na te jaskinie to zapraszają na rufę, gdzie już czeka stateczek transferowy (tender), który zabierze nas do nich. To ten sam stateczek, który przywiózł nas tutaj z lądu. Aga, Zuzia i ja zbieramy sie na tę wycieczkę, Asia zostaje i odpoczywa na tarasie słonecznym. My opływamy jedną z takich większych wysepkę i po drugiej stronie widzimy taką pływającą bazę. Dopływamy do niej i przesiadamy sie na drewniane, napędzane wiosłami łódeczki, które zabierają nas do jaskiń, które okazują sie takim skalnym przesmykiem pod górą. Przepływamy tą niby jaskinią na drugą stronę, tak krotki odpoczynek dla wioślarza i jazda z powrotem. W sumie z wrażeń to nietoperze i lecąca na nas woda w tym skalnym przesmyku. Formacje skalne też ładne.
Wracamy na nasz statek. Jest chwila wolnego na odpoczynek to próbuje latać dronem ale nie jest to łatwe, gdyż trudno wykalibrować jego kompas na statku (duża ilość metalu). Gdy już sie udało i wystartował to po 5ciu minutach raportował znów błąd kompasu. Kilka zdjęć jednak zrobione.
Na 18:30 zaplanowana jest „szkoła gotowania” jako aktywność dla wycieczkowiczów. Danie które będziemy własnoręcznie przygotowywać może nie jest zbyt ambitne, ale w sumie nigdy sie nam nie udało go zrobić w domu dobrze. W sumie może dwa razy próbowaliśmy. A chodzi o sajgonki. No co składniki niby te same co dawaliśmy ale sekret jest w papierze ryżowym. Do sajgonek (to taka polska nazwa, bo tu wszyscy mówią spring rools), używamy bardzo cienkiego i solonego papieru ryżowego. Jak wziąłem arkusz takiego w palce to muszę przyznać, że nigdy takiego nie widziałem. Reszta ro już w miarę zrozumiałe, nadzienie – miks mięsa mielonego, bardzo cienkiego makaronu ryżowego, grzybów, marchewki, cebuli, jakiejś zieleniny i przyprawy – sól i pieprz tylko. No i jak to wszystko wymieszane jest to wbijamy dwa jajka i dalej mieszamy. O jajkach nie wiedziałem. Wszyscy mieli możliwość zrobienia „swoich” sajgonek. Dziewczynom wyszły bardzo ładnie. Zuzia miała charakterystyczne bo największe. Potem tylko smażenie i do jedzenia.
Zaraz po sajgonkach, jesteśmy proszeni na uroczystą kolację. Na przystawkę sałatka i zupa, potem ryba i żeberka BBQ, kończymy kremem z marakui.
Wszystko bardzo dobre. Po kolacji jeszcze zapraszają na połowy kalmarów ale jak mówiła nam wcześniej Kim, to nie sezon na klamry jest i prawdopodobnie tylko kija będziemy moczyć – wobec tego idziemy spać. Obok nas cumują także inne łodzie, które wybrały to miejsce na nocleg.
Bardzo ładna ta Ha Long Bay chociaż nie takie wysokie te skały tam jak w Khao Sok i woda tez nie za czysta ale taki rejs z noclegiem to jest super. Tu będą na pewno Filmiki z dronowania na YouTube. Pozdrowienia