🇰🇷 🇹🇭 Korea i Tajlandia 2025 – Dzień 6 – Witamy z Koh Pha Ngan ✈️☀️✈️☀️🛳️🏖️🍜

Zaraz po starcie z Seulu, obsługa uwija się z serwisem, aby jak najszybciej go podać i pozostawić resztę czasu na odpoczynek. Do wyboru jest lokalny bibimbab lub wołowina w chińskim stylu. Polecimy nad Chinami to chińczyka wezmę pomyślałem. Smakowało całkiem spoko, zresztą najedzeni byliśmy jeszcze z restauracji na lotnisku, ale nad Chinami to my nie lecielibyśmy. Mimo, że to krótsza droga, to kapitan poleciał wpierw na południe, potem w kierunku Tajwanu i tak ominął całe Chiny. Nie wiem czemu tak, ale lot czasowo przebiegał zgodniej planem i po 5 godzinach wylądowaliśmy szczęśliwie w Bangkoku. Jest godzina 1sza w nocy i różnica do Polski to +5h, czyli po drodze „zgubiliśmy” dwie godziny różnicy czasowej jaką była w Korei.

Do następnego lotu mamy sześć godzin. Sporo, ale nie jest ten drugi lot na jednej rezerwacji i musimy odebrać bagaże i ponownie je nadać co zajmie trochę czasu. W rzeczywistości, kontrola imigracyjna i cała zabawa z bagażami zajęła tylko godzinkę. Jeszcze proces zakupu nowej karty SIM aby komunikacja była i znajdujemy sobie ustronne miejsce na odpoczynek. O 4:30 ruszamy już w kierunku odlotów krajowych i po szybkiej kontroli bezpieczeństwa idziemy w kierunku bramki A3, skąd samolot linii Bangkok Airways zabierze nas na wyspę Samui. Boarding zaczyna się planowo czyli o 5:40, kołowanie i start na południe. W międzyczasie wstaje słońce, a dokładniej – robi się jasno, bo słońca nie widać przez chmury. Lipa z pogodą pomyśleliśmy, oby u nas świeciło ☀️

W trakcie tego krótkiego lotu, mamy serwis śniadaniowy, ale wszyscy w samolocie śpią i rzadko kto korzysta z niego. Po 45 minutach lądujemy gładko na lotnisku na wyspie Samui.

Mamy małe zamieszanie na wyjściu z samolotu, gdyż Zuzi spadło gdzieś podczas lądowania etui od airpodsów i poleciało podczas hamowania kilku rzędów do przodu. Musieliśmy poczekać aż wszyscy opuszczą maszynę i poszukać tego niewielkiego przedmiotu. Na szczęście znajdujemy go kilka rzędów przed nami pod jednym z foteli. Spod samolotu zabiera nas taki niewielki, otwarty pojazd, gdyż nie ma tu autobusów. Do terminala przylotowego jest 200m, zaraz także odbieramy nasze bagaże. Lotnisko jest malutkie i takie w stylu tropikalnym. Budynki sa otwarte, parterowe i bardzo klimatyczne – wszystko już wprowadza przylatujących w klimat wypoczynkowy. Po chmurach już nie ma ani śladu. Słońce zaczyna już piec na dobre ☀️☀️☀️

Z bagażami pakujemy się do busika, który zabiera nas do małego portu. Z nabrzeża o nazwie Haad Rin Queen Pier zabierze nas prom na wyspę Pha Ngan. To niedaleko, sąsiednią wyspa na której spędzimy następne 7 dni. Nie ma tam lotniska dlatego taka aranżacja transportowa. Prom mamy za 2,5 godziny. Dziewczyny po jakimś czasie znajdują na sąsiedniej ulicy salon masażu i już znikają na godzinkę, aby dać się wymasować po tak męczącej podróży. Ja znajduje bankomat i podejmuję gotóweczkę. Niestety zapomniałem zabrać karty z czytnika albo ona nie wyszła (już nie pamiętam) i odszedłem od maszyny i po powrocie już jej nie było. Pewnie została w środku, ale na wszelki wypadek, zablokowałem ją w aplikacji 🤷

Ale to nie koniec dzisiejszego pecha. Mamy jeszcze godzinkę do promu to napiszę kilka linijek bloga pomyślałem. Szukam w plecaku ipada, ale go nie ma. Szybka retrospekcja możliwości gdzie może być i wyszło, że został w kieszeni fotela w samolocie. Taksówka i na lotnisko. Na szczęście to tylko 3km. Odnajduje biuro bagażowe i objaśniam jaki problem. Wyluzowany pracownik odpowiada coś w tym stylu – dont worry mister we have it. I rzeczywiście zaraz przynosi mojego ipada i oddaje. Jak później mówi, zawsze przeprowadzają inspekcję w samolocie, który przyleciał przed następnym lotem i tak go też znaleźli. Podziękowania – biegiem do taksówki, która na mnie czeka i z powrotem do portu. Gdy dojeżdżamy, to prawie dobija do pomostu nasz, niewielki prom. Docieram w ostatniej chwili 👍. Wraz z innymi pasażerami pakujemy się na pokład i odbijamy kierując się na północ.

Prom jest stary i płynie powoli. Po 50 minutach dobijamy do pomostu Haad Rim.

Zaraz „wyhacza” nas lokalny przewoźnik, który informuje, że chociaż do naszego hotelu jest tylko 1km to droga jest pod górę i nie damy rady z naszymi walizkami. W sumie wiem, źe jesteśmy na górzystym cyplu i droga będzie tak wyglądać, wiec zgadzamy się na podwózkę. Środek transportu charakterystyczny dla górzystych wysepek w Tajlandii, gdzie tuk tuki nie dają rady.

Docieramy w 10 minut do naszego hotelu, który nazywa się Sarikantang Resort and Spa. Meldujemy się i idziemy do naszych pokoi. Są standardowe z małymi balkonami.

Zaraz też idziemy do hotelowej restauracji na szybki lunch a później odpoczywamy nad jednym z ośrodkowych basenów. Teraz jest niski sezon. Nie ma więc wielu gości w ośrodku, basen mamy praktycznie „na wyłączność”

Wieczorem, szybki wyjazd do centrum Had Rim, gdzie znajdujemy polecaną lokalną restaurację. Powrót i mamy już noc. Dzień był długi i pełny wrażeń – zasypiamy dziś wcześniej.

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Dziku pisze:

    Ale były przygody po drodze. iPods i iPad, tak jakby coś was na sile nie chciało tam puścić na tą wyspę. Uważajcie.

    • Piotr pisze:

      I jeszcze tak karta Revolut. Dziś wysypała sie apka z Revoluta i brak dostępu do konta, żeby jakiś przelew zrobić czy zapłacić jednorazową kartą. Chwilowo jesteśmy bez kasy
      Może to już.koniec kłopotów ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.