🇰🇷🇹🇭 Korea i Tajlandia 2025 – Dzień 1 – Długi lot do Seulu ✈️ ✈️✈️

Noc była krótka. Niby budziki nastawione na 6:00, ale gdzie tam, ja już 4:20 oczy otwarte. To tak zwany ZNP. To moje określenie, które charakteryzuje się jako „zespół napięcia przedwyjazdowego”😄. Bo to zaraz cię myśli nachodzą, czy wszystko spakowane, czy w pracy wszystko przekazane, czy hotele wszystkie potwierdzone, itd. Mnie udało się jeszcze tak o 5:30 kupić kartę SIM z pakietem danych na czas pobytu w Korei. Zakup oczywiście online z odbiorem na lotnisku w Seulu po przylocie. Przed 6tą to już wszyscy nie śpią, a o 6:45 ruszamy na lotnisko do podkrakowskich Balic. Droga o tej porze raczej pusta i bez żadnych problemów docieramy po 40 minutach. Zaraz też idziemy na stanowiska odprawy Turkish Airlines, aby oddać walizki. Wszystko sprawnie i bez problemów – kontrola bezpieczeństwa także.

Do planowego odlotu samolotu do Stambułu mamy jeszcze 1h50, to lokujemy się w jednej z lotniskowych restauracji. Należy tradycyjnie wznieść toast za powodzenie i szczęśliwą wyprawę. Aga i Maciek nie zdążyli jeść porannego śniadania w domu to tosty i jajecznicę dostarcza restauracyjny robot – wot technologia 🤖😄🤖.

Dalej to już kolejne rutynowe akcje – kontrola paszportowa, kontrola końcowa i przejazd do samolotu (niestety nie było wejścia na pokład przez rękaw). Samolot już czekał na nas gotowy do wejścia.

Była to chyba największa maszyna z rodziny B737 bo odmiana 900. Rozkład siedzeń dość komfortowy – mamy sporo miejsca na nogi. Mogę swobodnie założysz „nogę na nogę” i jeszcze jest miejsce. Jest system rozrywki pokładowej. Sporo filmów i gier. Startujemy jednak z niewielkim, 20-minutowym opóźnieniem o 10:05. Kapitan jednak informuje, że w Stanbule będziemy na czas. Po 30 minutach lotu, obsługa zaczyna serwis śniadaniowy. Wszyscy dostają omlety z warzywami, jakieś tam sery i oliwki. Bardzo fajnie, że pomimo krótkiego lotu (w sumie będzie tego 1h50), gorący posiłek jest serwowany. Do tego kawa czy herbata lub jak w moim przypadku piwko. Trzeba przyznać, że jedzonko było smaczne jak na podniebne standardy – mnie przynajmniej smakowało.

Dalej było kilka minut niewielkich turbulencji i szczęśliwie lądujemy na ogromnym lotnisku w Stambule. W sumie to położone jest 40 kilometrów od stolicy Turcji no ale tak się przyjęło. Lotnisko jest ogromne (80 milionów pasażerów w 2024) i jest to drugie lotnisko w europie po Heathrow. Zostało oddane do użytku w 2018 i jest planowane aby mieć przepustowość 200 milionów pasażerów rocznie. Do miejsca postojowego jedziemy ponad 20 minut, co pokazuje jak wielki jest ten obiekt. Niestety, tu rękawa nie ma dla nas także i do terminala jedziemy autobusem.

Do naszego połączenia do Seulu mamy 2:30. To sporo czasu aby trochę odpocząć, coś przekąsić czy pochodzić po sklepach.

Przed bramką 1A1 meldujemy się punktualnie, gdy zaczyna się boarding na rejs do Seulu. Ale jakoś to niemrawo wygląda. Ludzie stoją w kolejce ale obsługa nie puszcza do autobusu. Panuje lekki chaos i dezinformacja. Na tablicy odlotów nasz rejs jest planowo ale już dostałe maila z informacją, że lot będzie opóźniony 45 minut. No to czekamy dalej.

Dokładnie po 45 minutach zaczyna się boarding autobusami. Jest ich kilka bo pasażerów jest ponad 300 jak później policzyłem zajęte rzędy. Samolot jest z tych największych czyli B777-300ER. Grzecznie i po schodkach wchodzimy na pokład i zajmujemy miejsca w rzędzie 33. Siedzenia jakby trochę szersze bo układ jest 3+3+3. Zazwyczaj w tego typie maszyny jest to 3+4+3. Ale miejsca na nogi wyraźnie mniej w porównaniu do samolotu którym lecieliśmy do Stambułu.

Trochę to jeszcze trwa zanim zakończyły się wszystkie czynności i kapitan ogłosił „boarding complited”. Wreszcie startujemy kilka minut po 18tej. Opóźnienie wynosi już 1h20. Kapitan obiera kurs na zachód a załoga zaraz przygotowuje się do serwowania pierwszego posiłku. Po godzinie od startu otrzymujemy drukowane menu z którego wychodzi, że mamy do wyboru standardowo – chicken albo pasta. Ja wybrałem kurczaka, który był serwowany w formie małego burgera. Może na zdjęciu nie wygląda to jakoś za specjalnie ale jest dobrze doprawiony i smakuje nawet.

Po posiłku, gdzieś na wysokości już Armenii, gasną światła i większość pasażerów stara się zasnąć. Zasypiamy i my pomimo, że dla nas jest dopiero około 20tej. Zmęczenie jest spore i fakt, że po 10ciu godzinach lotu wylądujemy w Seulu rano i mamy cały dzień, to także dopinguje do szybszego zaśnięcia i regeneracji organizmu. W samolocie nigdy nie udaje mi się spać w miarę głęboko. Podobnie było teraz. Po pierwsze te siedzenia nie sa najwygodniejsze a po drugie ciągłe turbulencje gdyż lecimy nad Himalajami, nie pozwalały na mocniejsze chrapanko. Przespałem może z 4-5 godzin kiedy to zabłysnęły światła i na 2,5h przed lądowaniem, zaczęła się krzątanina załogi, która zaczęła przygotowania do serwisu śniadaniowego. Ja wziąłem tradycyjną jajecznicę i kawkę.

Nie był to tym razem jakiś wybitny posiłek ale coś tam dziubłem. Na godzinę przed lądowaniem mijamy Pekin i skręcamy w kierunku Seulu. Kapitan ogłasza, że w stolicy Korei mamy mglistą pogodę, jest 20C i będziemy lądować o 9:15 czasu lokalnego. Jak obiecał tak zrobił. Wylądowaliśmy gładko i nawet dość szybko podjechaliśmy do rękawa. Lot trwał niecałe 10h.

W tym miejscu zakończę ten pierwszy wpis, gdyż jakby nie było to już o drugi dzień zahaczamy. Na sprawozdanie z pierwszego dnia w Seulu zapraszam jutro albo nawet dzisiaj wieczorem czasu polskiego, gdyż różnica czasu to +7h.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.