🇮🇳 Indie 2025 – Dzień 7 – Lokalny Master Chef i przelot do Udaipuru 🍲🍨👩‍🍳🍳✈️

Dzisiaj żegnamy się z Jaiuprem i przelatujemy do Udajpuru. Niby to tylko 400km, ale nie planujemy spędzać kolejnych kilkunastu godzin w transporcie drogowym. Wybraliśmy już wcześniej samolot. Lecimy o 17:25. Odprawa zrobiona już wczoraj on-line, to jesteśmy spokojni. Mamy więc pół dnia czasu i jeszcze wczoraj z Sonim uzgodniliśmy, źe dziewczyny będą się doszkalać w przygotowaniu indyjskich potraw. Czyli stały punkt naszych wypraw – szkoła gotowania czyli cooking class.

Jemy jeszcze ostatnie hotelowe śniadanko w restauracji na dachu hotelu i robimy check-out z hotelu. O 10:00 przyjeżdża Soni i zabiera nas do starego miasta gdzie będzie gotowanie 🧑‍🍳. Na porannej sesji nie ma więcej „kursantów” tylko Asia i Zuzia. Szkolę prowadzi małżeństwo. Witamy się, krótki wywiad o nasze wcześniejsze doświadczenia z indyjską kuchnią i prezentacja programu kursu. Szkoła uczy gotować tylko potrawy wegetariańskie, czyli mięska nie będzie 🤷. Na początek idzie masala czaj, czyli herbata jak pijają Hindusi. W porównaniu do naszych herbat wspólny jest tylko jeden składnik, czyli herbata czarna liściasta, reszta składników już odmienna. Herbatę liściastą wrzuca się do garnka z zimną wodą, dodatkowo – imbir, cynamon, kardamon, goździki, czarny pieprz i mleko. To wszystko się razem doprowadza do wrzenia i gotuje 2-3 minuty. Herbata gotowa – jest bardzo aromatyczna i rozgrzewająca. Myślę, że po wypiciu temperatura ciała podnosi się o stopień lub dwa – tak grzeje 😋

Potem w ruch idą już noże i moździerze. Siekanie i rozdrabnianie głównie cebuli i pomidorów na następne dania a będzie to Dal, czyli taka gęściejsza zupka z soczewicą w roli głównej, Aloo Tamatar – aromatyczne danie przygotowywane z ziemniaków gotowanych w pikantnym sosie pomidorowym z dodatkiem przypraw takich jak kumin, kolendra, kurkuma i garam masala oraz Butter Paneer. To dla odmiany jest kremowy i maślany sos pomidorowy z kawałkami paneeru (indyjskiego twarogu). Do tego będzie gotowany ryż basmati i chapati czyli cienki indyjski chleb z mąki pełnoziarnistej, wody i soli, pieczony na suchej patelni. Do wszystkich dań dodawane są oczywiście indyjskie przyprawy takie jak kumin, nasiona musztardowca (gorczyca), kurkuma, chili w proszku, cynamon, proszek z zielonego mango, gałka muszkatołowa, liście laurowe, pieprz, czerwona sproszkowana słodka papryka, kolendra. Tyle zapamiętałem.

Na koniec dziewczyny przygotowują ciasto na chapati. Pszenna mąka, woda, troszeczkę masła gia, zarobić aby ciasto było sprężyste i piec bez tłuszczu na specjalnej patelni. Po kilkunastu sekundach pieczenia na jednej i drugiej stronie, placek ładuje na żywym ogniu do przypieczenia końcowego – też obie strony po kilka sekund. On wtedy tak rośnie.

Co dziewczyny ugotowały to teraz muszą zjeść (ze mną 😀). Wszystko smakuje wyśmienicie i niczym się nie różni od tych charakterystycznych indyjskich smaków jakie spotykamy w restauracjach z tym typem kuchni.

Soni po nas przyjeżdża i jedziemy już prosto na lotnisko. To sporo drogi przez całe miasto na południe a jak wiecie z wcześniejszych opisów, ruch na drogach jest specyficzny. Teraz kilka ostatnich ujęć z jaipurskich ulic.

Dojeżdżamy do lotniska i żegnamy się z Sonim. On teraz jedzie kilkaset kilometrów na północ aż pod Himalaje, aby być przewodnikiem dla innej grupy. Spędziliśmy z nim kilka dni, przejechaliśmy kilkaset kilometrów i zwiedziliśmy kilkanaście najpiękniejszych miejsc w Delhi, Agrze czy Jaipurze. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, punktualnie i bardzo profesjonalnie. Troszczył się o nas jak o swoją rodzinę. Spokojnie możemy polecić Soniego jako sprawdzonego przewodnika po Indiach.

Tutaj jego konto na FB. Jeśli potrzeba to kontaktujcie się z nim przez FB – https://www.facebook.com/ajay.soni.1069020?

My kontynuujemy naszą indyjską przygodę dalej. Oddajemy nasze walizki, przechodzimy standardową kontrolę bezpieczeństwami i po kilkudziesięciu minutach wsiadamy do samolotu linii IndiGo. To taki indyjski Ryanair – mnóstwo połączeń za rozsądne pieniądze. Nasz lot jest krótki, tylko 60 minut a maszyna jaką polecimy to ATR72. Nowością dla nas jest to, że do samolotu nie wchodzi się po schodkach ale specjalną platformą- ciekawe.

Chciałem zrobić jakieś fajne zdjęcia z góry ale nasza maszyna ma dość brudne okna. Zachodzimy w głowę z Asią, czy piloci też tyle widzą co my 😀🤪✈️

Po 50 minutach lotu szczęśliwie lądujemy na lotnisku w Udajpurze. Czekamy na walizki ale nie wszystkie wyjechały 🤷🫣, nie ma bagażu Zuzi. Podchodzimy do obsługi zaginionego bagażu i zgłaszamy brak jednej walizki. Tak, tak – wiemy, jak kilka innych nie zmieściła sie do łuku bagażowego i przyleci jutro rano. Nic nie poradzimy. Zamawiamy Ubera i jedziemy do hotelu.

Jest już po 20tej jak docieramy. Meldujemy się i idziemy coś zjeść. Jest już dawno ciemno kiedy dostajemy nasze posiłki. Hotel wybraliśmy nad samym jeziorem z pięknym widokiem. Ten zbiór białych świateł nad naszymi głowami to słynna wyspa. Dlaczego słynna oraz z czego innego znany jest Udajpur dowiecie się z jutrzejszego wpisu. My już pojedzeni ale i zmęczeni – wracamy do pokoi i idziemy spać.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.