🇮🇳 Indie 2025 – Dzień 2 – Delhi i święte krowy 🐄🐮☀️🫣

Po wczorajszym wpisie poszedłem spać o 3ciej nad ranem. Tak samo dziewczyny. Ja byłem jednak tym szczęśliwcem, źe pospałem do 7mej. One miały problemy z zaśnięciem z powodu hałasu, jaki dobiegał do naszego pokoju z głównej ulicy przy hotelu. I to nawet nie szum przejeżdżających samochodów, co klaksony. Musicie wiedzieć, że w Indiach językiem porozumiewania się między kierowcami jest klakson. Wydaje mi sie, źe ten kierowca który ma bardziej głośny i dużej go naciska to jest chyba ważniejszy na drodze. Klaksony bipczą tu 24h na dobę a jak właśnie masz mieszkanie czy pokój hotelowy umiejscowiony przy głównej ulicy to masz przesrane 😄

Tak więc z bólem głowy i niewyspaniem zbieramy się z łóżek przed 10tą i idziemy na śniadanie. Gości hotelowych sporo, potrawy raczej indyjskie. Ja sobie skomponowałem taki zestawik. Połowę zjadłem bo była mniej pikantna 🌶️ 😄. Przyjdzie nam się mierzyć chyba z tą ostrością przez następne 12 dni. Nic to. Po śniadaniu idziemy jeszcze do pokoju (widok z okna na pierwszym zdjęciu poniżej) na krótki odpoczynek i schodzimy do lobby, gdyż zaraz zaczyna się zwiedzanie Delhi. Robię jeszcze kilka fotek z głównej ulicy przed hotelem. No, okolica robi wrażenie 🫣😄. Pierwszy raz widzimy „święte” krowy i szacunek z jaki zachowują się w stosunku do nich Hindusi. Jeżeli krowa jest na drodze to zwalniają, delikatnie ją objeżdżają, niektórzy karmią je – ogólnie krowy te maja sie tu dobrze 🤪

O 11:30 pod hotel podjeżdża Soni. Kim jest Soni? To nasz przewodnik po Indiach, który będzie się nami opiekował, oprowadzał i obwoził przez następne kilka dni. To licencjonowany przewodnik, który ma duże doświadczenie i jest bardzo chwalony na forach podróżniczych. Nawiązałem z kontakt kilkanaście tygodni temu, przedstawiłem nasz plan zwiedzania i umówiliśmy się na pełny serwis z jego strony. Będziemy z nim w Delhi, Agrze i Jaipurze. Dziś chce nam pokazać kilka rzeczy z naszej listy. Jest niedziela więc musi tak dobierać marszrutę i obiekty aby uniknąć korków i tłumów. Ani jednego ani drugiego w Indiach nie da się uniknąć, zaznaczam już po pierwszym dniu 😂😂. Ruszamy i obieramy pierwszy kierunek – Starbucks 😄🤪 No, ani to historyczne miejsce, ani piękna architektura, po prostu – kawa na śniadanie była niesmaczna a przy okazji Zuzia musi kupić kubek z Indii bo przecież takiego jeszcze nie ma. Załatwiamy szybko sprawę i jedziemy w kierunku meczetu Jama Masjid – pierwszego celu dzisiejszego zwiedzania. Po drodze przekonujemy się jak wygląda indyjski ruch drogowy i styl kierowania. Soni mówi, że w Indiach kieruje się łatwo i trzeba mieć tylko cztery rzeczy – dobre oczy, dobry klakson, dobre hamulce i szczęście (dużo szczęścia żeby dotrzeć z miejsca na miejsce – to już moje przemyślenie 😀😀). Ruch jest chaotyczny na pierwszy rzut oka. Samochody, tuk-tuki, ryksze czy skutery jeżdżą pod prąd, ma czerwonym, na skos, bez kierunkowskazów, wykonują gwałtowne ruchy i naturalnie non stop trąbią. Ale iż, cały ruch odbywa się w tłoku i korkach to rzadko dochodzi do poważniejszych wypadków. Otarcia czy potrącenia to jednak codzienność. Tak jedziemy sobie w kierunku meczetu mijając uliczne stragany i małe targowiska.

Docieramy do meczetu. Jama Masjid, znanego również jako Masjid-i Jahan-Numa (co oznacza „meczet ukazujący świat”). Jest to największy i jeden z najważniejszych meczetów w Indiach. Został zbudowany w XVII wieku przez cesarza Mogołów Shah Jahana – tego samego władcę, który stworzył Taj Mahal. Budowa meczetu trwała 12 lat, od 1650 do 1656 roku, a w pracach brało udział ponad 5 tysięcy robotników. Jama Masjid to klasyczny przykład mogolskiej architektury – imponująca konstrukcja z czerwonego piaskowca i białego marmuru, ozdobiona misternymi detalami. Meczet ma trzy potężne bramy, cztery wieże i dwa 40-metrowe minarety, z których można podziwiać panoramiczny widok na Stare Delhi. Na jego dziedzińcu może zmieścić się nawet 25 tysięcy wiernych podczas modlitwy. Żeby wejść do niego musimy nasze buty zamienić na osobliwe pantofelki a dziewczyny (jako, że są „niewierne”) muszą założyć ciemne peleryny. Do głównego budynku i tak nie możemy wejść bo nie jesteśmy muzułmanami.

Opuszczamy meczet i Soni organizuję przejażdżkę rykszami po pobliskiej, historycznej dzielnicy. A jest to Chandni Chowk czyli jedna z najbardziej kultowych dzielnic handlowych w Delhi, znana ze swojej historii, chaotycznej atmosfery i niesamowitych smaków. Została zaprojektowana w XVII wieku przez księżniczkę Jahanarę, córkę cesarza Shah Jahana, który zbudował Taj Mahal. Nazwa „Chandni Chowk” oznacza „plac w świetle księżyca” – pierwotnie znajdował się tu kanał odbijający światło księżyca, co nadawało miejscu magiczny urok. Dziś Chandni Chowk to labirynt wąskich uliczek pełnych kolorowych sklepów, gdzie można kupić wszystko – od jedwabnych sari, przez biżuterię, po tradycyjne słodycze i uliczne jedzenie. Ruszamy więc.

Przemierzając tak te wąskie uliczki docieramy do jednej takiej ślepej. Na niej podobno znajdują się najstarsze domy w starym Delhi mające po 400 lat (o ile dobrzej zrozumiałem Soniego). Mają charakterystyczne kolorowe bramy i bogato zdobione drzwi.

Na końcu tej uliczki znajduje się nieduża świątynia Jain Sweitamna. Misternie zdobione wnętrza – na jednym poziomie malowaniem na drugim mozaiką szklaną robią wrażenie .

Dalej nasze ryksze kierują się na Khari Baoli. Jest to położony w zachodniej części Chandni Chowk czyli największy hurtowy targ przypraw w Azji, działający od XVII wieku. Można tu znaleźć wszelkie możliwe przyprawy – od lokalnych, jak kurkuma i kumin, po egzotyczne szafran i suszone owoce z Kaszmiru czy Afganistanu. To miejsce tętniące życiem, gdzie aromaty przypraw unoszą się w powietrzu. My na tą chwilę nie zadecydowaliśmy jeszcze co i w jakich ilościach będziemy brać do Polski. Orientujemy sie w cenach tylko, kupujemy trochę orzeszków i wracamy pod meczet, gdzie kończymy naszą wycieczkę rykszami.

jedziemy dalej bo jeszcze widno 😄 Teraz mamy kilka kilometrów do przejechania i udajemy się do Akshardham Temple, który jest obowiązkowym punktem zwiedzania Delhi – miejscem, które zachwyca zarówno duchowym przesłaniem, jak i niezwykłą architekturą! Co do duchowości to się nie wypowiem ale architektura i owszem. Już z dala robi ogromne wrażenie.

I to by było na tyle z relacji z tego miejsca, choć moge dodać, źe Akshardham Temple, znana również jako Swaminarayan Akshardham, to jedna z najbardziej spektakularnych świątyń w Delhi i jeden z największych kompleksów hinduistycznych na świecie. Jest nie tylko miejscem kultu, ale także symbolem duchowości, sztuki i indyjskiej kultury.

Oraz dopowiem także, iż ta świątynia została otwarta 6 listopada 2005 roku i zbudowana przez Bochasanwasi Akshar Purushottam Swaminarayan Sanstha (BAPS), duchowy ruch hinduistyczny. Kompleks poświęcono Bhagwanowi Swaminarayanowi (1781–1830), jednemu z wielkich reformatorów hinduizmu. Budowa trwała 5 lat, a w jej realizację zaangażowanych było około 11 000 rzemieślników i wolontariuszy. To na tyle bo piękna tego miejsca nie potwierdzę, żadnym zdjęciem z jego wnętrza. Chociaż spędziliśmy tam ponad godzinę i uwierzcie nam, robi ogromne wrażenie ze względu na kunszt wykonania oraz wielkość budowli, ale nie mamy ani jednego zdjęcia więcej na potwierdzenie tych słów. Mówiąc krótko, pozabierali nam wszystkie telefony na wejściu. Ba, nie tylko telefony – zegarki także, inną elektronikę nawet długopis! Nie, że tylko nam – nie wolno wnosić telefonów i aparatów fotograficznych oraz innej elektroniki. Lipa bo było by co fotografować – główna świątynia wykonana z różowego piaskowca z Radżastanu i białego marmuru z Włoch, z misternymi rzeźbami przedstawiającymi sceny z mitologii hinduskiej, kwiaty, zwierzęta i bóstwa. Złoty posąg Swaminarayana – w centralnej części świątyni znajduje się imponujący posąg założyciela ruchu Swaminarayan. Yagnapurush Kund – największy na świecie schodkowy zbiornik wodny. A tak sumując na koniec – jest to największy kompleks hinduistyczny na świecie.

Opuszczamy już to miejsce i jedziemy w kierunku hotelu. Po drodze wstępujemy na kolację. Podjedliśmy trochę – jedzone było butter chicken, chicken tika masala, chicken byriani oraz chlebki naan. Wszystkiego „pod korek” i wszystko pyszniutkie. Mniam 🍲

Przebijamy się jeszcze przez wieczorny szczyt na drogach i już jesteśmy w hotelu.

Aha, na koniec dnia zmieniamy jeszcze pokój na inny, trochę mniejszy ale nie przy ulicy . Nie udało się w ciągu dnia kupić stoperów do uszu, więc jest to jedyne wyjście aby ta noc przespać w pełni. Zapraszamy na sprawozdanie z jutrzejszego dnia. Będzie równie intensywnie i ciekawie 👋👍

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. eeechhh pisze:

    jest klimacik

    • Piotr pisze:

      O tak, Indie potrafią zaskoczyć. Na tę chwilę jesteśmy jak najbardziej pozytywnie zaskoczeni ☀️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.