Ciężko wstawać !!! Chyba dziewczyny odczuwają jeszcze zmianę czasu 🙂 Krótka pobudka i przypomnienie, że dziś dzień zakupów robią swoje. Po śniadaniu udajemy się kolejką BTS na zakupy do znanego wszystkim przyjeżdżającym centrum handlowego MBK.
Serwis biletowy zapewniają nam nasze córki 🙂 Zuzia wkłada monety i pobiera bilety, Aga dba aby trasa się zgadzała.
Jedziemy ciemnozieloną linią do końca czyli do przystanku National Stadion. Stamtąd to już tylko kilka kroków do ogromnego centrum handlowego. Jest naprawdę duże – ma 8 pięter i blisko 2000 sklepów, restauracji i punktów handlowych. Generalnie, z moich dzisiejszych obserwacji to czym wyżej tym większe badziewie a na ostatnich chyba dwóch piętrach to już istny targ z tekstyliami ( znanych marek oczywiście ;-). Kupujemy kilka pamiątek, prezentów i po dwóch godzinach uciekamy z tego bardzo męczącego miejsca. Męczącego, bo na każdym kroku ktoś pragnie ci coś sprzedać i oferuje oczywiście najlepszą cenę, jakość i obsługę, krzycząc przy tym w języku z którym Szekspir niewiele miałby wspólnego 🙂
Zbliża się 13ta czyli czas na lunch. Dziś zjemy słynne BOAT NOODLE czyli różnego rodzaju makarony z aromatycznymi sosami i warzywno-mięsnymi dodatkami. Najlepsze podają przy Victory Monument do którego mamy trzy przystanki jasno-zieloną linią BTS.
Dalej już było rewelacyjnie !!! Śmiesznie (żaden z kelnerów nie mówił po angielsku !) i bardzo, bardzo smacznie. Rewelacyjne, małe porcje rożnych makaronów z kurczakiem lub wołowiną w przepysznych pikantnych ( lub bardziej pikantnych ) sosach, z mieszaniną różnych, mało znanych warzyw i posypek (orzechowych chyba). Niebo w gębie !!! a oni w ząb angielskiego i ciągle nam donoszą te miseczki 🙂 no to my je jemy !!!
Na koniec przyszedł kelner , policzył miseczki, policzył kubeczki i malutkim ołóweczkiem na malutkiej karteczce napisał kwotę do zapłaty. Zjedliśmy sporo tych miseczek i wypiliśmy sporo kubeczków różnych bezalkoholowych napitków i zapłaciliśmy tylko ok. 35 PLN. No to rozumiem – brzuszki pełne, buźki roześmiane (głownie zabawnymi sytuacjami z tymi kelnerami, którzy co chwile nam coś przynosili i kłaniali się w pas) i to wszystko za fajne pieniądze. Na koniec zorientowaliśmy się, że wszystko jest tu po 12 BHT (czytaj batów). Jest to około 1,5 PLN.
Jest po 14tej. Żar niemiłosierny leje się z nieba – dziś jest najcieplejszy dzień podczas naszego pobytu. Jest chyba ze 40C. Wracamy do hotelu i na basen !
Jutro raczej wpisu nie będzie bo całe popołudnie, wieczór i noc spędzimy w pociągu, który zawiezie nas do Malezji. Nadrobimy jak tylko przyjedziemy na miejsce do hotelu na wyspie Langkawi.
Jesli chodzi o język ktory jezykiem Szekspira nie jest to ja najbardziej lubiłam jak mówili ze rzeczy sa 'same same'. No właściwie 'same same' ale jednak 'different'. Very different!
Same, same – to słyszelismy bardzo czesto 🙂
Pingback: Tajlandia - Dzień 11 - bicie rekordu i powrót do domu - Żurki w podróży