🇱🇰 Sri Lanka 2024 – Dzień 1 – Co się zdarzyło w Warszawie zostaje w Warszawie 😩🙈😂✈️
Jak wiecie już z poprzedniego wpisu, podróż na Sri Lanke zaczynamy tym razem w Warszawie. Meldujemy się więc na Okęciu na 2h przed odlotem. Standardowe procedury jak przy każdym locie czyli checking i kontrola bezpieczeństwa przebiegła gładko i szybko ( nawet za szybko jak się później okazało 🙈🙈🙈).
Zaraz za kontrolą bezpieczeństwa zaczyna się zakupowy raj czyli strefa zakupowa. Zuzia zaraz wypatrzyła coś sobie coś u „sekretnej” Victorii i już mamy jedną torebeczkę więcej 😂.
Czas szybko mija na wizytach w kolejnych sklepach i czas już udać się do kontroli paszportowej. Jako, że wszyscy kwalifikujemy się do kontroli elektronicznej to przechodzimy ten ostatni sprawdzian szybko i już meldujemy się pod bramką gdzie właśnie rozpoczął się boarding na lot do Dohy. Katarski Dreamliner już gotowy na przyjęcie gości i 4 godzinny lot.
Zajmujemy miejsca i w drogę. Ja jeszcze pomyślałem, że już podczas lotu zacznę pisać tekst do tego wpisu i sięgnąłem do plecaka po iPada. Ale tabletu tam nie było. Chwila konsternacji i analiza co się mogło z nim stać i dochodzimy do wniosku, że najprawdopodobniej został w skrzynce do której wkładamy przedmioty do prześwietlenia w trakcie kontroli bezpieczeństwa. Biorę paszport, boarding card i idę spytać się szefowej pokładu, czy jest jeszcze możliwość abym szybko poleciał po niego. Nie ma szans 👎. Informuje mnie, że zaraz skontaktuje się z odpowiednimi służbami i sprawdzi czy iPad został znaleziony. Wracam na swoje miejsce i cierpliwie czekam. Tuż przed odlotem przychodzi do mnie i informuje, że iPad jest odnaleziony i będzie czekał na mnie w biurze rzeczy znalezionych po powrocie. To połowiczny sukces ale cieszy bo sprzęcik się nie stracił. Straciła się jednak możliwość pisania wpisów blogowych na bieżąco. W tak zwanym międzyczasie, kontaktuje się z Agą, która aktualnie jest w Warszawie i informuje ją o problemie. Gdy już jesteśmy gdzieś nad Rumunią, pisze mi że jutro podjedzie na lotnisko i odbierze z biura, gdyż Pani kierowniczka rzeczonej instytucji wyda go. To super – właśnie teraz jak pisze ten tekst jest w drodze w „misji ratunkowej”. Trochę się uspokajamy potwierdzeni tym faktem, że iPad nie wpadł w niepowołane ręce, że od serwującej właśnie napoje stewardesy zamawiamy małe co nieco aby ukrócić nerwy 😬. Mijają kolejne godziny lotu, czas płynie szybko i po rozkładowym czasie lotu lądujemy na lotnisku w Dosze. Zamiast pod elegancko rękaw, stajemy gdzieś na zadupiu i autobusami jesteśmy przewożeni do terminala C. Taka „objazdówka” lotniska, gdyż autobus kluczy to się cofa to zawraca, trwa 25 minut.
Do kolejnego lotu do Kolombo, mamy 2,5h. Nie siadamy więc przy bramce C34, z której będziemy przewożeni (tak następny lot też wpierw autobus), lecz idziemy się rozejrzeć po lotnisku. Nie jest to nasz pierwszy raz na tym lotnisku, kilka lat temu mieliśmy tu przesiadkę podczas lotu na Puket, więc wędrujemy terminalami i przypominamy sobie coś nie coś.
Zrządzeniem losu chyba trafiamy na Apple Store i to otwarty o północy. Szybka decyzja i mam już nowego iPada (czego się nie robi dla stałych naszych fanów, którzy na bieżąco oczekują relacji z naszych wycieczek 👍😍). Zaraz za kolejny, rogiem, Zuzia odnajduje Starbucksa, więc mamy kolejny kubek do kolekcji kupiony 😂👍🏼.
Wracamy powoli pod naszą bramkę, gdzie lada chwila zaczyna się boarding na lot do Kolombo.
Jakoś niemrawo im to idzie (autobusów mało) i już na starcie łapiemy 40 minut opóźnienia. Jest już po północy czasu polskiego i jesteśmy bardzo już zmęczeni. Zaraz po starcie wszyscy usypiamy.