USA 2018 – Dzień 17 – … bye, bye Miami

Ostatni dzień wyjazdu jest najgorszy ever 🙁 Zawsze lekki stresik i żal, że trzeba już wracać do domu zwłaszcza, że tu mamy +26C a w Polsce jest -5. Po obfitym śniadaniu w hotelu odmeldowujemy się i jedziemy do pobliskiego kościoła. Dziś niedziela i jak jest możliwość to zawsze staramy się do kościoła podjechać. Asia znalazła niedaleko mszę w kościele misyjnym św. Klary to podjeżdżamy na 10:30. Kościółek malutki, wiernych może 70-ciu. Raczej seniorzy. Jedna z pań podchodzi do nas przed nabożeństwem i pyta co my za jedni 🙂 Opowiadamy o Polsce, naszych zwyczajach, pogodzie, co robiliśmy w USA. Wzbudzamy zainteresowanie też księży koncelebrujących mszę. Na koniec mszy pozdrawiają nas z ambony 🙂

Mamy jeszcze trochę czasu do lotu to ostatni kursik do centrum handlowego Delphin Mall, gdzie dziewczyny wydają ostatnie $ na zakupy 🙂 Jedziemy oddać samochód na lotniskowe centrum wypożyczalni samochodów. To jest fajne w USA, że wszystkie firmy wypożyczające samochody skupione są w jednym miejscu w osobnym, zwykle, niedaleko oddalonym od lotniska miejscu. Jest lepszy dojazd, nie ma lotniskowego tłoku. Pani z Dollar Rent Car, szybko skanuje numer samochodu, sprawdza poziom paliwa, pyta się czy wszystko było w porządku i życzy bezpiecznej podróży do Polski 🙂 Czas obsługi – 45 sekund. To lubię 🙂 Kolejką przejeżdżamy na pobliskie lotnisko.

Checkin Lufthansy już otwarty i sprawnie załatwiamy wszelkie formalności. Mamy dwie godziny do lotu LH463 do Frankfurtu. Boarding zaczyna się prawie planowo. Ogromny A380 startuje jednak z 1/2h opóźnieniem. Nie jest to dużo i z pewnością nadrobi. Co do samego lotu to nie mamy znowu pozytywnych opinii dla Lufthansy. Obsługa słaba, posiłki praktycznie niejadalne, siedzenia niewygodne. W miarę dobry program rozrywki pokładowej pozwala na obejrzenie całkiem nowych filmów. To trochę pomaga w ponad 8-io godzinnym locie.

Lądujemy we Frankfurcie 30 minut przed czasem. Słabo z kondycją bo spania było w samolocie mało lub wcale. Nasze połączenie do Krakowa za 4 godziny to staramy się przekimać na siedzeniach. Udaje się to bardziej lub niej 🙂 Próbujemy jeszcze lokalnej kuchni 🙂 bo samolot do KRK opóźniony 55 minut 🙁 Bez znaczenia już dla nas.

Na lotnisku w Krakowie czeka Waldemar i sprawnie zabiera nas do domu. To naszykowane jedzenia całe góry – pierogi, schabowe, rosół :-), to smaki za którymi się stęskniliśmy 🙂 Mamy za sobą długą podróż i zmianę czasu – zmęczenie jest duże i niebawem lądujemy w łóżkach 🙂 Jutro czeka co niektórych szkoła a mnie praca. Koniec ferii 🙁

To był kolejny udany wyjazd. Bez większych strat (nie licząc jednej bluzy Zuzi i mojej marynarki, którą zostawiłem gdzieś w hotelu) za to z wspaniałymi wspomnieniami i nowymi doświadczeniami. Piszę tu o rejsie wycieczkowcem na którym byliśmy pierwszy raz. Bardzo fajny sposób na wypoczynek oraz zwiedzenie wielu odległych miejsc w krótkim czasie. Na rejs z pewnością się kiedyś jeszcze zdecydujemy. Może w Europie? Asi marzy się rejs na Alaskę 🙂 Może kiedyś! Kto wie 🙂 Tymczasem wracamy do codziennych zajęć i powoli planujemy wakacje. A gdzie w tym roku? W odpowiednim czasie powiadomimy Was 🙂

4 komentarze

  • eecchhh

    Trzeba się cieszyć i doceniać to co w życiu jest nam dane przeżyć i zobaczyć. Szczególnie ważne są szczęśliwe powroty do domu, bo to nie tylko koniec, ale i początek nowych wyzwań w przyszłości. Oglądając Wasze tripy można się przez chwilę poczuć jakby tam się było z Wami, i za to dziękuję!

    • Piotr

      Bardzo dziękujemy za miłe słowa i ciekawe komentarze. Po szczęśliwym powrocie teraz okres ciężkiej i wytężonej pracy u nas 🙂 Zapraszamy znowu gdzieś w wakacje :-), ale wcześniej (może za 2 tygodnie) uda mi się zmontować jakieś video 🙂

  • Mirka

    My tez chcemy na Alaske!!!!!!

Skomentuj Piotr Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.